Ile wiemy o Afryce i czy to, co wiemy, jest w ogóle prawdziwe? Czy gdy słyszmy „Afryka”, jesteśmy w stanie wymienić chociażby połowę krajów afrykańskich wraz z ich stolicami? Czy słysząc „Afryka”, widzimy od razu brudne i wygłodzone dzieci? Wysuszone tereny, plemiona mówiące niezrozumiałymi językami, a wszystkie te obrazy przesuwają się nam w głowie w rytm utworu „Do they know it’s christmas”, nagranego na rzecz pomocy ofiarom klęski głodu w Etiopii?
Afryka to nie państwo autorstwa Dipo Faloyina to nie reportaż, a manifest. Przeciwko rozpowszechnianiu fałszywej i stereotypowej wiedzy o Afryce. Przeciwko „Białym Zbawcom”, którzy utrwalają negatywny obraz Afryki i uwieczniają go między innymi w social mediach, wstawiając zdjęcia z afrykańskimi dziećmi. To wreszcie opowieść o tym, jak uprzedzenia prowadzą do dyskryminacji. Dipo Faloyin sięga do historii kolonializmu, do konferencji berlińskiej, zwołanej w latach 1884–1885, podczas której potężni kolonialiści rozdzielili między sobą Afrykę i ustalili granice terytorialne. Granice wytyczono źle, podzielone zostały grupy etniczne, które łączyły więzy krwi, a państwa tak naprawdę wymyślono. W ten sposób została zbudowana Afryka — na zachłanności, a nie na poczuciu rzeczywistości, czego skutki są odczuwane do dzisiaj.
Książka Dipo Faloyina jest bardzo niewygodna. Rozlicza „białego człowieka” nie tylko z jego czynów, ale też wszystkich stereotypów, którymi się posługuje, myśląc, czy wypowiadając się o Afryce. To pozycja, którą powinien przeczytać każdy, ponieważ pokazuje, jak niewiele wiemy o tym kontynencie, który jest zróżnicowany nie tylko krajobrazowo, ale też kulturowo. I co najważniejsze — Afryka to nie państwo i nie można wszystkich krajów, znajdujących się na jej terenie wrzucać do jednego worka.