Jeśli wybierzecie się do księgarni wraz ze swymi pociechami na półkach w dziale dziecięcym znajdziecie kolejny dowód na to, że polski rynek książek dla dzieci i młodzieży nadrabia zaległości, zaległości nie sprzed paru lat, ale i dekad. Doskonale nam znane Wydawnictwo Dwie Siostry od niedawna ma w swej ofercie nowość importowaną z Norwegii po 56 latach (!!!) – 8 + 2 i domek w lesie. Zdziwienie potęguje fakt, iż nieżyjąca już autorka Anne-Catherine Vestly wielbiona jest w swym kraju niczym pisząca, niemal równolegle, Astrid Lindgren w Szwecji. Dlaczego zatem każde dziecko w Polsce zna przygody wesołej szóstki z Bullerbyn, a nie ma pojęcia, lub ma je małe, o równie radosnej ósemce z leśnych okolic Tirilltoppen?
Jest ich ośmioro, imiona wszystkich zaczynają się na „ Em”, lecz by uniknąć zbędnych pytań o wiek, następuje po nich stosowna liczba, adekwatna do przeżytych wiosen. Drodzy Państwo oto oni: Maren Dwanaście, Martin Dziesięć, Marta Dziewięć, Mads Osiem, Mona Sześć, Milly Pięć, Mina Cztery i rozkoszny Morten Dwa.
Stawkę uzupełnią: zajmująca się domowymi pieleszami Mama, kierowca Tata- nie stroniący od gry na puzonie ze szczytów drzew oraz zupełnie nieprzeciętna Babcia, której nie straszne są ani skoki narciarskie, ani brawurowa jazda samochodzikami na autodromie. Jakby tego było mało, nieodłącznymi członkami rodziny są także: pies Rurek, opowiadające podobno przerażające historie kurczaki oraz żywicielka rodziny- Ciężarówka.
W pierwszej z dziewięciu części popularnej serii pt: Osiem + Dwa i Ciężarówka (polskie wydania z 1995 i 2008 roku), sympatyczna rodzina z trudem mieściła się w małym jednopokojowym mieszkaniu w Oslo. Przeprowadzka na wieś, a właściwie do lasu nieopodal, wraz z polepszeniem warunków bytowych (5 pokojów i kuchnia), przyniosła dzieciom ogromne możliwości do zabawy. Warto przypomnieć, że książka ukazała się w latach 50. - a więc nie znajdziemy w niej scen przepędzania dzieci sprzed komputera czy telewizora. Jednak, czy ktoś zmierzy frajdę, jaką gromadce małych szkrabów sprawi zabawa w chowanego, rodzinne odśnieżanie, ujeżdżanie hordy rączych rumaków na patyku lub całkiem poważny konflikt siedmiorga wąsatych rycerzy króla Madsa VIII ze szczepem Indian z Tirilltoppen dowodzonych przez wodza Olego Aleksandra?
Czytając te historyjki widzimy, że delikatnie mówiąc, rodzinie się nie przelewa. Dom, mimo iż większy, wymaga uszczelniania kępkami mchu, ubikacja jest na dworze, a dzieci kąpią się raz na parę dni w baliach, marząc o własnej wannie. Jednakże z książki płynie bezcenna nauka - to nie bogactwo materialne czyni ludzi szczęśliwymi, lecz chwile spędzone wspólnie z najbliższymi osobami. Cała rodzina czerpie radość z małych rzeczy, emanuje niezwykłą pogodą ducha, zaś w trudnych chwilach nikt nie może czuć się samotny i pozostawiony bez pomocy. Nawet, jeśli miedzy rodzeństwem pojawiają się jakieś ‘’zgrzyty’’, są one szybko zażegnywane, bo kiedy tyle się dzieje, szkoda na nie po prostu czasu.
Magda-Dagma Pięć- moja uważna słuchaczka, zachwyciła się cała rodzinką, ze wskazaniem na niesfornego kudłacza Rurka.
Maciej Dwadzieścia Siedem- lektor- za jedyny mankament uważa typowy dla opowiadanych czasów, tradycyjny model rodziny z określonym podziałem społecznych ról; Matka, rodzicielka dzieci, zaabsorbowana dbaniem o domowe gospodarstwo oraz Tata, jedyny żywiciel rodziny wyjeżdżający nieraz w trasę na parę dni. Zupełnie niestereotypowa jest jednak ma ulubiona bohaterka - Babcia, która aktywnie włącza się w zabawy swych wnucząt, odgrywając pierwszoplanową rolę nawet w wesołym miasteczku.
Ta całkiem grubaśna książeczka, przy której spędzicie z dzieckiem parę wieczorów, ilustrowana jest przepięknymi czarnobiałymi rysunkami Marianny Oklejak. Pstrokate efekty jej pracy można było dotąd zobaczyć w serii książek o Basi. Tym razem ich autorka ochoczo podjęła, jak pisze na swym blogu, wyzwanie by ograniczyć się do tych dwóch kolorów. Wyjątkiem jest barwna okładka, w której wtajemniczeni dostrzegą krój typowego norweskiego swetra.
Vestle przedstawiła w swej książce w sposób idylliczny świat, za którym wzdychają zarówno nasze maleństwa, jak i żyjący w nieustannym pędzie ich rodzice. Nie mam bladego pojęcia, jak zrobić z kijka i skrzynki „rączego rumaka’’. Nie potrafię też wytłumaczyć pięciolatce, że jeśli pójdziemy za przykładem bajkowej Babci i zaczniemy sprzedawać przed domem na straganie upieczone wcześniej gofry, to prędzej czy później dopadnie nas fiskus. Jednak po lekturze tak ciepłej i pogodnej książki z chęcią bym zaryzykował, wystawił nasz własny kram, a za zarobione pieniądze kupił małą ciężarówkę, spakował dobytek i wyruszył z rodziną do norweskiego lasu nieopodal malowniczych fiordów. Dojście do modelu 8 plus 2 zajęłoby nam parę ładnych lat, ale sute zasiłki rodzinne oraz paroletnie urlopy rodzicielskie (także dla ojców) stanowią całkiem pokaźną zachętę do powiększania domowej kompanii.
Maciej Kuhnert