„Nie opuszczę cię, maleńki. Nie pozwolę ci umrzeć z zimna czy głodu w tym pudełku. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby cię uratować”.
Taką obietnicę składa Massimo Vacchetta, kiedy podejmuje się opieki nad zaledwie dwudziestopięciogramową samiczką jeża, której szanse na przeżycie są naprawdę niskie. W ten sposób współautor i bohater książki 25 gramów szczęścia. Historia kolczastego stworzenia, które skruszyło ludzkie serce rozpoczyna nowy etap w swoim życiu.
Czytałam już książki, gdzie głównym bohaterem, a często też narratorem, jest właśnie zwierzę. W tym przypadku nie śledzimy wydarzeń z perspektywy jeża, ale nie odejmuje to uroku całej powieści, która już samą okładką wzbudza ciekawość, a nawet zachwyt. Zdecydowanie ten mały jeżyk przyciągnie wzrok każdego, gdy książka ukaże się 13 marca w księgarniach.
Poznajemy Massima w dość ciężkim etapie jego życia; weterynarz specjalizujący się w leczeniu bydła nagle traci płynącą z pracy przyjemność. Nie potrafi znaleźć źródła ani rozwiązania na pustkę towarzyszącą mu ostatnimi czasy, dopóki nie weźmie na ręce lekkiego jak piórko jeżyka, który znalazł się w klinice jego przyjaciela. Wystarczyło dwadzieścia pięć gram ciałka pokrytego kolcami oraz zaangażowanie w walkę o jego życie, by w Massimo ponownie rozgorzała chęć niesienia pomocy zwierzętom, w szczególności tym najmniejszym i najbardziej bezbronnym w obliczu działań człowieka.
Oczami weterynarza śledzimy nie tylko los Ninny, jego pierwszego jeża, ale też innych podopiecznych, którzy w lepszym lub gorszym stanie trafiają pod jego skrzydła. Poza tym możemy się dowiedzieć jak wyglądał cały proces zakładania ośrodka, pracy nad Dniem Jeża, a także o wielu wskazówkach dotyczących pomocy nad rannymi jeżami, które mogą się przydać w prawdziwym życiu. Jesteśmy też obserwatorami rozwoju samego Massima. Z perspektywy czasu Vacchetta potrafi przyznać się do popełnionych przez siebie błędów, często wynikających ze zbytniego zaangażowania i przywiązania do kolczastych ulubieńców. Długo walczył z wewnętrznym konfliktem dotyczącym wypuszczenia Ninny na wolność. Jego miłość do jeżyka, którego wręcz wychował, dorównywała uczuciom, jakie można odczuwać do psa, kota, a może i nawet do dziecka. Tak zresztą wyraża się o Ninnie Massimo – traktował jeżyka jak córkę.
Nie raz wzruszymy się, czytając tę krótką, acz poruszającą serce powieść. I nie mam na myśli tylko pożegnań z kolejnymi jeżami, ale również z ludźmi, zaangażowanych w życie Massima i rozwój jego ośrodka. Antonelli Tomaselli, która odpowiada za spisanie historii, udało się oddać emocje towarzyszące weterynarzowi, a przede wszystkim miłość i oddanie dla każdego przewijającego się przez karty książki jeżyka.
Polecam tę książkę przede wszystkim miłośnikom zwierząt. Nieważne, czy wolicie koty, psy, a może węże. Mogę obiecać, że opowieść o Ninnie wywoła uśmiech na waszej twarzy. Tylko uprzedzam – wrażliwi czytelnicy niech lepiej zaopatrzą się w chusteczki, gdyż nawet ja czułam łzy w kącikach oczu przy niektórych fragmentach!