Z książkami świątecznymi jest u mnie tak, że czekam na nie cały rok. Pozwalają mi wprowadzić się w ten szczególny i ukochany przeze mnie klimat. Jednak kiedy zaczynam je czytać okazuje się, że podobają mi się, ale nie mają tego czegoś wyjątkowego, czego z roku na rok szukam. Może faktycznie trudno jest napisać dobrą książkę świąteczną, ponieważ wymagania wobec nich stale rosną i są ogromne? Być może. 25. grudnia to już druga książka w tym sezonie, którą przyszło mi przeczytać, a która nawiązuje do świąt.
Malia nie znosi świąt, ponieważ to właśnie 25 grudnia jej matka zdecydowała, że nie nadaje się na rodzica. Dziewczynka trafiła do sierocińca i już na zawsze bała się i nienawidziła jednocześnie okresu świątecznego. Pewnego dnia poznaje swojego sąsiada Camerona, który pomimo zakrętów życiowych nie traci nadziei i roztacza wokół siebie blask choinki (dosłownie i w przenośni). On jest kucharzem i prowadzi własną restaurację, ona podgrzewa jedzenie w mikrofali. On ma wspierającą i kochającą matkę, ją matka zostawiła samą w święta. Dzieli ich na pozór wszystko, ale łączy ogromna potrzeba bliskości z drugą osobą. Czy uda im się pokonać przeciwności losu i być razem? Z jednej strony 25 grudnia to dla dziewczyny trudna data, z drugiej początek zupełnie czegoś nowego. Czy Cameronowi uda się odczarować fatum tej daty?