Z książkami świątecznymi jest u mnie tak, że czekam na nie cały rok. Pozwalają mi wprowadzić się w ten szczególny i ukochany przeze mnie klimat. Jednak kiedy zaczynam je czytać okazuje się, że podobają mi się, ale nie mają tego czegoś wyjątkowego, czego z roku na rok szukam. Może faktycznie trudno jest napisać dobrą książkę świąteczną, ponieważ wymagania wobec nich stale rosną i są ogromne? Być może. 25. grudnia to już druga książka w tym sezonie, którą przyszło mi przeczytać, a która nawiązuje do świąt.
Malia nie znosi świąt, ponieważ to właśnie 25 grudnia jej matka zdecydowała, że nie nadaje się na rodzica. Dziewczynka trafiła do sierocińca i już na zawsze bała się i nienawidziła jednocześnie okresu świątecznego. Pewnego dnia poznaje swojego sąsiada Camerona, który pomimo zakrętów życiowych nie traci nadziei i roztacza wokół siebie blask choinki (dosłownie i w przenośni). On jest kucharzem i prowadzi własną restaurację, ona podgrzewa jedzenie w mikrofali. On ma wspierającą i kochającą matkę, ją matka zostawiła samą w święta. Dzieli ich na pozór wszystko, ale łączy ogromna potrzeba bliskości z drugą osobą. Czy uda im się pokonać przeciwności losu i być razem? Z jednej strony 25 grudnia to dla dziewczyny trudna data, z drugiej początek zupełnie czegoś nowego. Czy Cameronowi uda się odczarować fatum tej daty?
Teraz zastanawiam się, co napisać o tej książce. Z jednej strony jest to bardzo lekka powieść, której zakończenie znamy, zanim zaczniemy ją czytać. Z drugiej są świąteczne piosenki, filmy, świecące choinki więc klimat też powinien być. Jednak przez rozterki głównej bohaterki, która jest moim zdaniem nijaka, trudno jest wczuć się w klimat. Podobał mi się zamysł domu dziecka, ponieważ to powoduje, że historia w pewien sposób zapada w pamięć. Jednak kobieta sukcesu z takimi doświadczeniami życiowymi moim zdaniem powinna być bardziej wyrazista i potrafić podjąć decyzję. Z każdym przemyśleniem Malii miałam wrażenie, że ona już sama nie wie, co ze sobą w tej fabule zrobić. Trochę mi to przeszkadzało, ponieważ sprawiło to, że nawet Cameron nie był taki, jaki powinien być główny świąteczny bohater. Brakowało mi tej iskry między książką, a czytelnikiem.
To jest jednak jedynie moje zdanie i pamiętajcie o tym. Moja mama czyta zdecydowanie mniej książek niż ja i była tą pozycją zachwycona. Podobało jej się dosłownie wszystko, chociaż nie wszystkie konteksty kulturowe zrozumiała. Więc widzicie wszystko zależy od czytelnika. Jeśli lubicie świąteczne książki, gdzie święta w sumie odgrywają drugi plan bo wszystko skupia się wokół jedzenia, to polecam. Zdecydowanie nie jest to wymagająca książka więc będzie idealna, żeby usiąść z kubkiem herbaty pod choinką i zanurzyć się w jej fabule.