Książkę Ogród kobiet Carli Montero rozpoczyna fragment tekstu Dalajlamy. To pochwała spokoju, a ja zgadzam się z każdym jego słowem.
Dzieje dwóch kobiet z rodu Verelli: żyjąca współcześnie Gianna, odnosząca sukcesy pani architekt z Barcelony i jej prababka Giovanna/Anice, znachorka ze starego młyna we Włoszech. Porządkując rzeczy po śmierci babci Gianna znajduje stare listy oraz pamiętnik, poprzez karty którego poznajemy życie jej prababci. Życie Gi zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni na wieść o ciąży. Ojciec dziecka to żonaty mężczyzna, który dezerteruje po usłyszeniu tej wiadomości, kariera zawodowa kobiety również staje pod znakiem zapytania. Zdruzgotana staje na rozdrożu i rusza do Włoch, podążając tropem kobiet ze swego rodu, rodu Verelli. Poznajemy ich niezwykłą historię. Czas teraźniejszy splata się z przeszłością, losy obu kobiet przenikają się i mają wiele punktów stycznych.
"Historia o kobietach bez mężczyzn, o drugich szansach, o wiedzy szeptanej poprzez czas, o porzuconym ogrodzie, który odradza się wiele lat później jako obraz samego życia. O ogrodzie kobiet Verelli".
Od pierwszych stron urzeka język, jest jak miód na serce, melisa na skołatane nerwy. Piękny, magiczny i urzekający. Nazwy rozdziałów pachną i kuszą: fiołkowe czekoladki, crema catalana z lawendą czy ciasto czekoladowe z wiciokrzewem. Brzmi tak cudownie, że chcesz jak najprędzej się w nich zanurzyć, zatonąć, zapomnieć... Ta książka pachnie i smakuje, pobudza zmysły. Włoskie nazwy i imiona nadają całości niezwykłej egzotyki.
Choć historia toczy się niespiesznie, wręcz leniwie, to z każdą stroną coraz bardziej intryguje i oczarowuje. To opowieść o kobietach i przełomach w ich życiu, o odkrywaniu tego, co najważniejsze, co daje prawdziwą radość, o poszukiwaniu spełnienia i swego miejsca na ziemi, o wsparciu, bliskości i kobiecej przyjaźni, o uważności na świat i drugiego człowieka.
Zamykam oczy i... jestem w południowych Włoszech, popijam maleńkie espresso, a moją twarz pieszczą promienie słońca. Idealna lektura na wakacje!