Mogłoby się wydawać, że to książka jakich wiele na rynku wydawniczym. Tematyka znana, i na wiele sposobów opisywana przez różnych mniej lub bardziej znanych autorów.
Jest to rodzajowy domestic thriller opowiadający o losach Zoe Morley i jej męża Olliego. Przedstawione małżeństwo, które po długich staraniach i kilku poronieniach doczekało się dziecka, jest szczęśliwe i spełnione. Eve jest dzieckiem adoptowanym zaraz po narodzinach. Po kilku latach Morleyowie doczekują się również biologicznego syna. Sielankowe życie artystki, która wkrótce ma mieć własny wernisaż obrazów oraz prawnika celebrytów, przerywa zniknięcie adoptowanej córki i kilka innych nieoczekiwanych, wręcz tragicznych wydarzeń. Kto za tym stoi? Kto przed porwaniem wysyłał do Eve listy i podarunki?
Przez większość książki uważałam, że jest ona przewidywalna do cna. Zakończenie wydawało się bardzo oczywiste, a swego rodzaju brak rozsądku głównej bohaterki aż prosił się o to, by nią potrząsnąć i powiedzieć: "Kobieto, przejrzyj wreszcie na oczy!". O krok od romansu, mąż-pracoholik, niespełniona artystka, która próbuje pogodzić macierzyństwo z pracą, trudne relacje z adoptowaną córką i przykry ciąg wydarzeń, które spadają na rodzinę, wystawiają siłę rodzicielskich i małżeńskich relacji na ogromną próbę. Zakończenie nie jest jednak oczywiste i może czytelnika bardzo zaskoczyć.
Narracja książki jest dość dobra, choć można było ominąć zbyt szerokie i rozwleczone opisy przyrody, które gdy tylko historia zaczęła nabierać tempa, po prostu przeszkadzają. Z jednej strony autorka chce oddać charakter angielskich wrzosowisk, by czytelnik zapewne lepiej zrozumiał klimat, w jakim toczy się akcja, z drugiej strony jest tego dużo za dużo. By fabuła nas wciągnęła trzeba nieco poczekać i przebrnąć przez szereg opisów i niewiele wnoszących przemyśleń głównej bohaterki, które mogą dłużyć się czytelnikowi. Jednakże, gdy przejdziemy rozwlekłe opisy miejsc i uczuć Zoe, akcja porywa do ostatniej strony.