Z życia cyganerii
„…Wprzód egzystencja sztuki, artysty, związana była zawsze z jakimś mniejszym lub większym dworem, z osobą króla czy wielkiego pana; dopiero w no¬woczesnym ustroju społecznym dwór mecenasa rozpylił się w szary tłum bezimiennej publiczności, która rozstrzy¬ga o sławie i dochodach artysty.
Osobliwe warunki życia wytworzyły typ cygana, tego króla bez ziemi, owijającego się dumnie dziurawą peleryną niby płaszczem monarszym. Świadomość, że o wartości jego decyduje talent, i tylko talent, stwarza w artyście lekceważenie kodeksu etyki społecznej w stosunku do mieszczucha, filistra (mydlarza, jak niedawno u nas się mówiło), którego uważa jakby za reprezentanta wrogiego plemienia; niesta¬łość dochodów, niestosunek pomiędzy stanem materialnym a wysokim napięciem duchowym, częste wreszcie ocieranie się o świat zbytku — wytwarzają ową specyficzną gospo¬darkę, w której owoc kilkumiesięcznej pracy spożywa się w kilka godzin, aby nazajutrz rozpocząć życie czarnej nę¬dzy, bardziej w tych kontrastach odpowiadające wyobraź¬ni artysty niż ciągła uregulowana mierność. A wreszcie, te okresy wytężonej pracy, łamania się z samym sobą, to rozbujanie nerwów między upojeniem twórczym a zwąt¬pieniem niemocy lub zawodu pociąga za sobą nieodzow¬ną potrzebę równie silnych odczynów odurzenia i szalonych wybryków. Ta dekoracyjna strona życia cyganerii, te hulanki i ekscentryczności najbardziej podpadają oczom publiczności, jako iż tamte dnie i noce mozolnej, wytrwa¬łej pracy pozostają w cieniu: stąd tyle ciem, wabionych owym łatwym na pozór, barwnym i niefrasobliwym ży¬ciem, leci ku temu światu — ażeby w nim spłonąć. Tę też cyganerię, bawiącą się, biesiadującą, całującą ładne buziaki, płatającą tysiączne psoty, wziął Murger za przed¬miot swoich Scen.
…Cyganeria! to pojęcie skrystalizowało się pod piórem Murgera po raz pierwszy i definitywny zarazem…”
Tadeusz Boy Żeleński