S-holizm, Krzysztof Fita
- Żeby wejść, musi pan okazać dowód tożsamości – powiedział wysoki, barczysty ochroniarz – wstęp od dwudziestego piątego roku życia.
- Nie widać, że skończyłem już dwadzieścia pięć lat? – spytał Dębicki, zatrzymując się w korytarzu za masywnymi drzwiami „Ortegi”.
- Płacą mi za sprawdzanie, nie ocenianie. Dowód albo żegnam.
Marek pokręcił głową z dezaprobatą, ale wyciągnął z portfela dokument i podał go ochroniarzowi.
- Na przyszłość radzę go pokazać od razu – powiedział, oddając dowód Dębickiemu – nie wszyscy koledzy po fachu są tak cierpliwi, jak ja.
- Zapamiętam – odrzekł Marek i minął ochroniarza, naciskając klamkę drzwi, których pilnował.
Dębicki już wcześniej słyszał jakąś muzykę, ale dopiero po wejściu usłyszał ją wyraźnie. Nie dochodziła z parteru, gdzie się obecnie znajdował. Na pierwszym piętrze najwyraźniej musiała być jakaś dyskoteka.
Dębicki zaczął się rozglądać. Znalazł się w dość wysokim, obszernym pomieszczeniu. Na ścianach leżała bordowa tapeta, która zlewała się ze światłem padającym z zamontowanych wszędzie lamp. Było ich tak dużo, że Marek odniósł wrażenie jakby ktoś podkręcił nagle ich moc, na dłuższą chwilę straciłby wzrok. Żarówki osłaniały ciemnoczerwone lampiony, które dawały ogólny efekt mroku. Pod ścianami znajdowały się loże z dużymi, niskimi i czarnymi stołami oraz kanapami w tym samym kolorze. Przy ścianie od strony drzwi znajdowały się maszyny do gier, opatrzone żółtym napisem „Hot Spot”.
Dębicki uśmiechnął się; dobrze znał rozrywkę tego typu. Swojego czasu sporo wygrywał. Wrzucał pięć złotych, a kilkanaście minut potem wyciągał pięćdziesiąt. Później jednak zaczął wrzucać pięćdziesiąt, a wyciągać zero. Na tym skończyła się jego przygoda z hazardem.
Prócz automatów była tu także para drzwi do męskiej i damskiej toalety. Naprzeciwko wejścia rysował się sporej wielkości bar. Z tyłu dwa wielkie meble, przypominające regały.
Dębicki nie mógł dojrzeć z tej odległości nazw na etykietach, ale spodziewał się, że znajdzie tam trunki, o których nigdy nie słyszał.
Po lewej stronie ściany równoległej do drzwi wejściowych znajdowały się schody prowadzące do góry. Po stopniach szalały różnokolorowe światła, co utwierdziło Dębickiego w przekonaniu, że na górze istotnie trwa jakaś dyskoteka.
Brak okien i ciemna kolorystyka sprawiały wrażenie, jakby w tym miejscu cały czas panowała noc.
Dębicki zwrócił uwagę na znajdujących się tutaj ludzi. Na pierwszy rzut oka kobiet i mężczyzn było mniej więcej tyle samo. Siedzieli w lożach i na wysokich stołkach przy barze. Nie byli wytwornie ubrani; Marek z satysfakcją zauważył, że faceci mieli na sobie ciuchy podobne do jego; koszula, dżinsy i sportowe buty. W paru miejscach zauważył kilka łysych głów. Ci ludzie byli ubrani na sportowo w całości. Po samym wyrazie twarzy tych wszystkich mężczyzn, dało się stwierdzić, że nie mają się za byle kogo.
Dębicki nagle poczuł się zakłopotany, ale zignorował to i zwrócił z kolei uwagę na kobiety.
„Jest na co popatrzeć.” – pomyślał, rozglądając się po „Ortedze”.
Istotnie, tego wieczoru przyszło wiele kobiet, które nie miały na sobie skromnego odzienia. Sporo z nich przyszło w spódniczkach, krótszych lub dłuższych. Niemal żadna nie założyła spodni. Uwagę Dębickiego przykuła siedząca przy barze samotna szatynka w czerwonej sukience. Prowokowała odsłoniętymi nogami, założonymi jedna na drugą. Marek zatrzymał na nich dłużej wzrok, zanim poczynił kolejne obserwacje. Z pewnym rozczarowaniem zauważył, że dużo atrakcyjnych kobiet położyło głowy na ramionach facetów lub trzymało ich za ręce. Mogło to oznaczać tylko jedno: były zajęte. Dużo znalazło się też takich, które wyglądały tak, jakby przyszły po prostu pogadać ze swoją paczką znajomych. Dębicki spostrzegł, że jedna loża w rogu została zajęta przez samą płeć żeńską. Co chwilę zwracały na siebie uwagę głośnymi wybuchami śmiechu. Wszystkie były bardzo ładne, przynajmniej takie się wydawały z tej odległości; Marek bowiem, od chwili wejścia, nie ruszył się spod drzwi.
Już miał ruszyć do przodu, kiedy zerknął jeszcze raz na maszyny do grania. Dwie były wolne, na trzeciej grała jakaś kobieta z lekką nadwagą. Jedna z niewielu noszących spodnie.
Marek podszedł bliżej i stanął za nią, żeby popatrzeć chwilę, jak jej idzie. Na ekranie obracały się owoce, które układały się w linie. Jeśli na jednej linii trafił się jeden typ owoców, gracz dostawał punkty. Ich ilość była zależna od stawki grającego. Stawka z kolei zależała od ilości kredytów. Każda złotówka dawała ich dziesięć. Ta sama zasada działała przy wypłacaniu pieniędzy; jeśli ktoś uzbierał tysiąc kredytów, maszyna powinna wyrzucić dwadzieścia pięciozłotówek.
Kobieta właśnie zaczynała grać. Wrzuciła trzy dwuzłotówki, co dawało jej sześćdziesiąt kredytów.
Zaczęła naciskać losowo wszystkie przyciski. Dębicki widząc, że dziewczyna nie potrafi poprawnie użyć automatu, chciał się odezwać. Zamiast tego wstrzymał się i obserwował dalej widowisko. Dopiero, kiedy usłyszał przekleństwa z jej ust, powiedział trochę nerwowo do jej pleców:
- Pierwszy raz na maszynie?
- Chciałam tylko spróbować, ale nie mogę włączyć gry – odrzekła rozżalonym tonem,
odwracając głowę w jego stronę. Miała zielone, kocie oczy.
- Pomogę ci, znam te klimaty – odpowiedział, podchodząc bliżej do automatu.
- Naprawdę? Dzięki, słodki jesteś – kobieta uśmiechnęła się tak, że Marek się zarumienił. Była ładna, mimo swojej wagi.
- Drobiazg – mruknął i zaczął naciskać odpowiednie przyciski. Zamienił kredyty na punkty w tak zwanym banku i włączył najprostszą grę.
- Proszę – powiedział, po czym dodał zdziwiony – ale przecież jeszcze przed chwilą grałaś.
- Nie, nie. To była tylko jakaś pokazówka.
- A, no tak. Rzeczywiście. W takim razie powodzenia.
- Dzięki – kobieta uśmiechnęła się w taki sam sposób, co wcześniej.
- Nie ma sprawy – rzekł Marek i już miał odchodzić, kiedy sobie o czymś przypomniał.
- Ten przycisk – powiedział wskazując na niego – służy do podwyższania stawki. A tutaj – wskazał na miejsce na ekranie – masz pokazane, za ile punktów w danym momencie grasz.
- Okej. Naprawdę, wielkie dzięki. Bardzo mi pomogłeś – rzekła ze szczerą wdzięcznością.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
Zapadła cisza.
- To… ja już pójdę – powiedział szybko Dębicki.
- No, spoko. Dzięki jeszcze raz.
Marek uśmiechnął się lekko i ruszył powoli w stronę baru.
„No i chuj… znowu to samo. Ale gruba trochę była…” – myślał, rozglądając się po bokach – Boże, nawet płytki na podłodze mają ciemny kolor…”.
Z ciekawości spojrzał na sufit, ale ten był tradycyjnie biały.
Tymczasem przy barze zrobiła się kolejka. Marek zobaczył Daniela za kontuarem. Przy ladzie stało sześć osób czekających na obsługę. Pomagały trzy kobiety, więc klienci nie musieli długo czekać. Na nieszczęście Dębickiego ciągle przychodzili kolejni. Widząc, że Daniel i tak nie będzie miał teraz czasu rozmawiać, siadł na stołku przy kontuarze. Z tej pozycji miał dobry widok na upatrzoną wcześniej szatynkę w czerwonej sukience. Prócz niej siedziały tutaj jeszcze cztery osoby; niepasujący do otoczenia mężczyzna w średnim wieku, młody facet próbujący zagadać barmankę oraz dwie pogrążone w rozmowie kobiety. Marek nie chciał czekać w milczeniu na mniejszy ruch przy barze. Miał ochotę zamienić kilka słów z eksponującą piękne nogi szatynką, ale miał co do tego pewne obawy. Stołek koło mężczyzny był wolny, więc Marek wstał i usiadł koło niego.
Jak na swój wiek, wyglądał dość staro; miał około czterdziestu lat, kowbojskie buty, jasne dżinsy i skórzaną kurtkę. Z kapeluszem na głowie wyglądałby jak John Wayne w swoich westernach. Włosy miał już lekko przyprószone siwizną, a na twarzy trochę przedwcześnie pojawiło się zbyt dużo zmarszczek. Mężczyzna był tak zagapiony w swoją butelkę piwa, że nawet nie dostrzegł, że ktoś usiadł tuż obok niego. Z zamyślenia wyrwał go dopiero głos Dębickiego.
- Które to już piwo?
Facet wzdrygnął się i popatrzył na niego zdziwionym wzrokiem.
- Bo co? – spytał gburowato. Miał tak niski głos, że Marek ledwo go usłyszał.
- Nic, tylko zastanawiam się, jak mocną ma pan głowę.
- Co cię to interesuje, młody? Nie masz swoich problemów?
Marek nie obraził się za ten nieoficjalny zwrot. W zasadzie nawet się z niego ucieszył.
- Jestem tylko ciekaw. Swoich problemów mam dużo, zwłaszcza z babami.
Nieznajomy uśmiechnął się. Dębicki zauważył w tym uśmiechu dwa złote zęby.
- A kto nie ma? Który szczęśliwiec nie ma z nimi kłopotów?
- Pewnie jakiś gej.
Mężczyzna zaśmiał się świszcząco.
- Zabawny jesteś, młody. W dodatku masz cholerną rację.
- Pan ma problem z żoną, prawda?
- Kto ci powiedział, że mam taki problem?
- Nikt mi tego nie powiedział. Dopiero co się zgodziliśmy, że tylko geje nie mają problemów z babami. Pan nie wygląda mi na geja.
- Nie dość, że zabawny, to jeszcze sprytny – powiedział z pewnym podziwem nieznajomy – jak ci na imię?
- Marek – rzekł Dębicki i wyciągnął rękę.
- Karol – mężczyzna uścisnął mu dłoń – mów mi po imieniu.
- Z przyjemnością, Karol.
- Rzeczywiście mam kłopot ze swoją. Skąd wiedziałeś?
- Jesteś facetem w średnim wieku. Po twojej twarzy widać, że jesteś zmęczony życiem. To twarz człowieka, który sporo przeszedł, żeby uszczęśliwić rodzinę.
- Znowu zgadłeś. Naprawdę tak to widać, czy to ty jesteś taki bystry?
- Nie zamierzam się oceniać. Mówię to, co widzę.
- Widzisz coś jeszcze?
- Nie, ale mogę spróbować odgadnąć, jaki konkretnie masz problem – zaproponował Dębicki.
- Stawiam piwo, jeśli ci się uda.
Marek uśmiechnął się szelmowsko.
- Myślę, że jesteś tuż po czterdziestce. Ożeniłeś się niemal na pewno kilkanaście lat temu, kiedy duże różnice wieku w małżeństwach nie były zbyt popularne. W związku z tym twoja żona musi być mniej więcej twoją rówieśniczką. Tutaj już jest prosta sprawa. Kobietom na ogół zaczyna odpierdalać w okolicach czterdziestki. Zauważają coraz to większe zmiany w swoim wyglądzie. Zmiany na gorsze. Sądzą, że po prostu zaczynają się starzeć. Świadomość ta doprowadza je do frustracji, którą jakoś muszą rozładować. Ofiarami najczęściej padają mężowie. Ty padłeś ofiarą właśnie czegoś takiego.
Karol przez chwilę patrzył na niego w milczeniu. W końcu podniósł rękę i zawołał:
- Daniel!
Ten podszedł niemal od razu
- Heineken dla tego pana – rzekł Karol, wskazując podbródkiem na Dębickiego.
Obaj nawzajem napotkali swój wzrok. W oczach Daniela błysnęło przypomnienie.
- Jednak przyszedłeś – powiedział.
- Przyszedłem.
- Chciałeś pogadać, co?
- Bez powodu by mnie tu nie było.
- Na razie jest zajeb. Później będzie luźniejsza atmosfera.
- Mam czas.
Daniel skinął głową i wrócił do pracy.
- Znacie się? – spytał Karol.
- Od wczoraj.
- Co o nim myślisz?
- Enigmatyczny sukinsyn.
Karol ponownie zaświecił złotymi zębami w uśmiechu.
- To samo mogę powiedzieć o tobie.
Dębicki nieznacznie uniósł brwi.
- Jak to? – spytał zdziwiony
- Zjawiasz się znikąd, bezbłędnie odgadujesz moje życie osobiste, a ja znam tylko twoje imię. No i ta znajomość z Danielem.
- Co ma do tego moja znajomość z nim?
- On jest bardzo specyficznym człowiekiem. Nie ma wielu dobrych znajomych.
- Mówiłem, że znamy się od wczoraj. Nie jestem jego dobrym znajomym.
- Ale chcesz z nim porozmawiać.
- Tak wyszło – rzekł wymijająco Dębicki. Nie chciał opowiadać szczegółów okoliczności ich spotkania.
- Nie do końca rozumiesz. On również tego chce.
- Czego, kurwa?
- Rozmowy z tobą, chłopie. Chodzi o to, że Daniel nie jest typem człowieka, który umawia się na poufne rozmowy z nowopoznanymi ludźmi.
- Powiedział tylko, żebym tutaj wpadł, jak mam ochotę.
- Co za różnica. Wasza rozmowa przed chwilą wyraźnie sugerowała, że sprawa jest delikatna.
- Może i jest – powiedział Marek, po czym zmarszczył brwi i dodał – ale zaraz, skąd ty tyle o nim wiesz?
Karol znowu błysnął złotymi zębami.
- Jeśli domyślisz się także tego, postawię ci drugie piwo.
Marek zamyślił się na dłuższą chwilę. Karol nie przestawał się uśmiechać. Dębicki spróbował skojarzyć fakty. Gdy zebrał w końcu swoje myśli, zaczął mówić na głos:
- Zwracasz się do niego po imieniu. Podszedł praktycznie od razu po twoim zawołaniu. Świadczy to o tym, że darzy cię szacunkiem. Nie zapłaciłeś za zamówione dla mnie piwo, a w dodatku siedzisz w miejscu, które nie do końca do ciebie pasuje. Jesteś zbyt młody, żeby być jego ojcem i jednocześnie zbyt stary, żeby być jego najlepszym kumplem. Bratem lub kuzynem również nie jesteś, bo w ogóle nie jesteście do siebie podobni. Pozostaje chyba tylko jedno najprostsze wyjście; jesteś jego wujkiem.
Karol uderzył ręką w ladę i powiedział z podziwem:
- Niech cię szlag, młody. Pracujesz jako prywatny detektyw?
- Nie, jestem kurierem – rzekł Dębicki z uśmiechem. Sam był zdziwiony swoją spostrzegawczością.
- Kurierem? Marnujesz się, chłopie. Minąłeś się z powołaniem.
Marek wzruszył ramionami.
- Nie zawsze wszystko tak łatwo mi idzie.
- Teraz poszło ci bezbłędnie. Należy ci się kolejny heineken.
- Nawet nie zacząłem pierwszego – uśmiechnął się Dębicki, biorąc do ręki butelkę – powiedz mi lepiej coś więcej o Danielu.
- On nie lubi, jak się o nim rozmawia.
- A jeśli powiem ci, jak należy rozwiązać problemy z żoną?
Karol zaśmiał się świszcząco po raz drugi tego wieczoru.
- Skąd taki młodziak jak ty ma znać rozwiązanie? Na twoim miejscu byłoby mi głupio doradzać dojrzałemu facetowi w takiej sprawie.
- Nie podam ci rozwiązania z autopsji. To oczywiste. Podam ci książkowe rozwiązanie. Słyszałem, że bywa skuteczne.
- Dobra, dawaj. Nie mam wiele do stracenia.
- Ostatnio pewnie w ogóle nie uprawialiście seksu przez jej zachowanie. Nie dziwię ci się. Kto chciałby się kochać z kobietą w takim nastroju? Zresztą myślę, że ona nawet tego nie chciała.
- Dobrze mówisz, ale przejdź do rzeczy.
- Powinieneś to przerwać i ją jakoś zaciągnąć do łóżka. Tylko bez przesady, żebyś przez przypadek nie zgwałcił własnej żony.
- Spróbuję, choć to może być trudne. Ona straciła ochotę.
- Musisz sprawić, żeby znowu jej nabrała. Żeby tak się stało, znowu powinna poczuć się atrakcyjna i pożądana. Uświadamiałeś ją, że się myli? Chyba, że faktycznie jest tak, jak ona mówi.
- Po tylu latach nadal jest piękna. Mówiłem jej o tym, ale nie słuchała. Poza tym nie robiłem nic innego.
- Powiem krótko. Przerżnij ją porządnie, a oboje będziecie szczęśliwsi.
- Możesz mieć rację. Na pewno warto spróbować – powiedział w zamyśleniu – mówiłeś, że ty też masz problemy. Dlaczego?
- Nie mam podejścia do kobiet. Może znam trochę teorii, ale kompletnie nie potrafię jej przełożyć na realne życie – rzekł szczerze Dębicki.
- To dlatego tutaj jesteś, prawda? – spytał Karol, uśmiechając się – o tym chcesz porozmawiać z Danielem?
- Po części – powiedział Marek, oblewając się rumieńcem.
- Trafiłeś pod dobry adres. Nie ma powodu do wstydu, wielu ma podobny problem.
- On powiedział to samo.
- Więc możesz być pewien, że to prawda.
- Miałeś mi coś o nim opowiedzieć.
- Nie mówiłem, że opowiem.
- Poradziłem ci wcześniej. Bądź w porządku.
Karol westchnął.
- Ma na imię Daniel i jest barmanem w tym lokalu – rzekł po chwili.
- Bardzo, kurwa, śmieszne .
Karol roześmiał się tak, że Marek również wybuchnął śmiechem. Zauważył, że Daniel spojrzał na nich zdziwionym wzrokiem.
- Powiem ci coś, ale postaraj się utrzymać to w tajemnicy – rzekł Karol, gdy skończyli się śmiać.
- Postarać się mogę.
Karol zamyślił się na chwilę, po czym zaczął mówić:
-Nazywa się Daniel Menlin i pochodzi z tego miasta. Jak sam wcześniej uznałeś, enigmatyczny z niego sukinsyn. Urodę odziedziczył po matce, która niestety już nie żyje. Z ojcem nie ma kontaktu. Kilka lat temu pokłócili się o jej śmierć. Nawzajem się obwiniali. Mój brat wyjechał wtedy z miasta i od tamtej pory się nie odzywał.
- Przykre.
- Radzi sobie. Ma mocny charakter. Zawsze taki był. Twardy i męski. Dlatego ma takie powodzenie. Zresztą popatrz, jak wygląda. Jego matka była najpiękniejszą kobietą, jaką znałem. Co dziwne, nigdy się naprawdę nie zakochał. Tak przynajmniej twierdzi.
- To z kolei nienormalne.
- Racja, sam się dziwię. Chyba nie ma człowieka na tym świecie, który nie zakochał się w młodości.
- Myślisz, że lepiej się nie zakochiwać w ogóle czy zakochiwać się co chwilę?
Karol zamyślił się.
- Trudne pytanie. Myślę, że lepiej zakochiwać się co chwilę. Ale zakochiwać się ciągle na nowo w jednej i tej samej osobie.
- Piękna myśl. I przy odrobinie szczęścia całkiem prawdopodobna.
- Jasne, że tak. Jestem ze swoją żoną prawie dwadzieścia lat. Zakochuję się w niej codziennie, chociaż sam już wiesz, jak ostatnio jest.
- Zazdroszczę ci. Właśnie tego chcę. To moje największe marzenie.
- Czasy się zmieniły. Kobiety również. Ale nie pod względem fizycznym, ani nawet psychicznym. Zmieniło się ich podejście do życia. Zmieniła się mentalność. Jeśli twoim ideałem jest delikatna, wrażliwa i ciepła kobieta – możesz bardzo długo na nią czekać.
Dębicki zasępił się.
- Najwyżej ożenię się, gdy będę w twoim wieku – zażartował, żeby odpędzić ponure myśli.
Karol roześmiał się i klepnął go w ramię.
- Młody jesteś, chłopie. Nie mów hop. Naprawdę chcesz takiej właśnie kobiety?
- Już nawet kiedyś taką miałem, ale okazała się inna, niż myślałem. Na filmach nie znajdziesz lepszych aktorek.
- Kurwa. Fałszywe szmaty udające dobre dziewczynki? Niewiele rzeczy jest gorszych od tego.
- Mnie to spotkało.
Karol znowu klepnął go w ramię.
- Było, minęło. Korzystaj z młodości, póki możesz. Chwytaj dzień, chłopcze. Uczyń swoje życie nietypowym. Twoja wymarzona prędzej czy później się w nim zjawi. Pamiętaj, że jest ono jak pudełko czekoladek. Nigdy nie wiesz, na co trafisz. Ona gdzieś na pewno czeka.
- Naprawdę tak myślisz, czy tylko próbujesz mnie pocieszyć?
- Ja tak nie myślę. Jestem tego pewny.
- Twoje zdrowie – Marek uniósł piwo.
Stuknęli się butelkami i obaj jednocześnie upili łyk.
- Opowiedz mi coś jeszcze o swoim bratanku – zaproponował Dębicki.
- O nie, nie, przyjacielu. I tak powiedziałem ci zbyt wiele.
- Dlaczego tak bardzo nie lubi, kiedy ktoś o nim rozmawia?
- Sam wcześniej to powiedziałeś. Jest enigmatyczny. Lubi taki być. To po części buduje jego atrakcyjność.
- Dużo jeszcze o nim wiesz?
- Wiem o nim tyle, ile powinien wiedzieć wujek.
- Czyli ile? Dużo czy mało?
- Dowiesz się, gdy sam zostaniesz wujkiem – rzekł wymijająco.
- Ty też lubisz czasem być enigmatyczny.
- To u nas rodzinne – mężczyzna uśmiechnął się, a Dębicki odpowiedział również uśmiechem – wiesz co, młody? – spytał Karol, zerkając na zegarek – nie jest jeszcze tak późno. Chyba pójdę do domu, żeby sprawdzić ile warta jest twoja rada. Co myślisz?
- Oczywiście – Marek skinął głową – jeśli tylko ci zależy i nie przesadziłeś z alkoholem.
- Przecież wiesz, że zależy. Wypiłem chyba nawet trochę za mało…
- No, to co tutaj jeszcze robisz? – spytał Dębicki z uśmiechem.
Karol zaśmiał się jak stary pijak, dopił swojego heinekena i wstał. Z kieszeni skórzanej kurtki wyciągnął stuzłotowy banknot, który wręczył Markowi.
- To rachunek za mnie i za ciebie. Resztę zostaw Danielowi.
- Skąd wiesz, że nie wyjdę stąd bez słowa z twoją stówą w kieszeni?
- Do końca tego nie wiem, ale myślę, że jesteś porządnym facetem.
- Nie miałem zamiaru wychodzić. Zapłacę.
- Oczywiście, że zapłacisz – zaśmiał się Karol – w końcu czekasz na rozmowę.
- Powodzenia – rzekł Marek, wyciągając rękę na pożegnanie.
- Tobie również – Karol uścisnął mu dłoń i uśmiechnąwszy się ostatni raz, minął go i skierował się ku wyjściu.
E-booka można kupić na stronie: http://stronasztuki.pl/ksiazka/krzysztof-fita/s-holizm/530.html