Maneki-neko. Katarzyna Ryrych. Ezop 2020

Maneki-neko - Katarzyna Ryrych

Następnego dnia wybrałam się na plażę. Idąc przez miasto, rozglądałam się za odpowiednim upominkiem dla mojego brata, co wbrew pozorom wcale nie było łatwe. Gdy innego szesnastolatka ucieszyłby fantazyjny otwieracz do piwa lub ekstrawaganckie spinki do koszuli, tu sprawa była naprawdę trudna.

Zdobycie czegoś, co sprawiłoby mu prawdziwą przyjemność, nagle zaczęło dla mnie graniczyć z cudem…

Otóż Iwo od kilku lat interesował się Japonią. Podejrzewam, że wszystko zaczęło się od oglądania filmów rysunkowych, tak różnych od tego, co pokazywała telewizja.

Wchodząc do jego pokoju, miało się wrażenie, że przekraczało się granicę do innego, egzotycznego.

Na podłodze leżała mata, na środku której stał niski stolik. Na stoliku rozstawione były naczynka z tuszem, arkusze papieru ryżowego i pędzelki, których używał do nauki kaligrafii.

Iwo sypiał na tradycyjnej macie tatami , a na ścianach wisiało kilka obrazków przedstawiających kwitnące wiśnie, morskie fale lub przedziwnie skręcone drzewa.

Zdarzało się, że piliśmy zieloną herbatę albo jedliśmy sushi.

Tak więc każda podróż do Krakowa, była niby podróżą do Japonii.

Mijałam kramy z breloczkami do kluczy wykonanymi z tandetnej imitacji bursztynu, z obrazkami przedstawiającymi zakochane pary idące brzegiem morza lub patrzące na wschód słońca, słowem nic, co mogłoby spodobać się mojemu bratu.

W takim razie, pomyślałam, upiekę ryżowe ciasteczka albo coś równie pomysłowego.

I z lekkim sercem poszłam w stronę plaży.

Gdyby nie kawałek muszli, który dostał się do mojego sandała, nigdy nie zauważyłabym mężczyzny siedzącego na ławce.

Wydawał się drzemać w słońcu, obojętny na otaczający go świat. Pod ławką stała siatka pełna pustych puszek po piwie.

A obok niego, na rozłożonej płachcie leżało kilkanaście drobiazgów. Wśród nich znajdowała się figurka czarnego kota
z podniesioną w górę łapą.

Rozpoznałam natychmiast maneki-neko, talizman przynoszący szczęście.

Mężczyzna popatrzył na mnie przekrwionymi oczyma. Poczułam silny zapach alkoholu.
– Oryginał – powiedział, podając śmiesznie niską cenę.

Zapakował figurkę w kawałek gazety, nie licząc pieniędzy, schował je do kieszeni i przymknął oczy. Transakcja była zakończona.

Leżąc na ręczniku u stóp wydmy, przyjrzałam się raz jeszcze swojemu zakupowi.

Figurka wykonana była z porcelany, pomalowana w czerwono-biały, delikatny wzór, a na jej grzbiecie widniało kilka na wpół zatartych złotych znaków.

Ciekawe, co znaczą, pomyślałam.

Iwo, uczący się od kilku lat japońskiego, z pewnością będzie umiał to przeczytać.

Schowałam figurkę do torby i wyciągnęłam się twarzą do słońca.

Były wakacje. Było ciepło. We wrześniu miałam zacząć naukę w liceum muzycznym. Nie brakowało
mi niczego. Nie musiałam się nigdzie spieszyć.

 



Postaw mi kawę na buycoffee.to