Czarne skrzydła. Sue Monk Kidd. Wydawnictwo Literackie 2014

Czarne skrzydła - Sue Monk Kidd

Sue Monk Kidd

Czarne skrzydła

przeł. Marta Kisiel-Małecka

 

Szelma

 

Cioteczka zaprowadziła mnie do kuchni, gdzie uwijały się Binah i Cindie, układając na srebrnych tacach ciasto imbirowe oraz jabłka z orzeszkami ziemnymi. Miały na sobie swoje najlepsze fartuchy, długie i nakrochmalone. Z salonu dobiegał odgłos przypominający brzęczenie pszczół.

Przyszła pani i nakazała Cioteczce ściągnąć ze mnie ten okropny worek i umyć mi twarz, po czym rzekła:

— Hetty, Sara obchodzi dzisiaj jedenaste urodziny. Wyprawiamy dla niej przyjęcie.

Z szafki, w której przechowywano mięso, wzięła lawendową wstążkę, owinęła wokół mojej szyi i zawiązała kokardę; Cioteczka tymczasem ścierała brud z moich policzków. Potem pani przepasała mnie drugą wstążką. Kiedy się szarpnęłam, napomniała mnie ostro:

— Przestań się wiercić, Hetty! Stój spokojnie. Wstążka na gardle była za ciasna, wydawało mi się, że nie mogę przełknąć śliny. Próbowałam podchwycić wzrok Cioteczki, ale nie odrywała go od tac z jedzeniem. Chciałam zawołać: „Uwolnij mnie z tego, pomóż mi, muszę siusiu!”. Zawsze miałam coś przemądrzałego do powiedzenia, ale tym razem mój głos uciekł w głąb gardła jak mysz do norki. Przestępowałam z nogi na nogę. Pomyślałam o tym, co powiedziała mi mauma: „Lepiej bądź posłuszna na święta, bo to wtedy państwo sprzedają dodatkowe dzieci albo odsyłają je do pracy w polu”. Nie miałam pojęcia, że pan Grimké sprzedał już jednego niewolnika, wiedziałam za to, że wielu innych trafiło na jego plantacje na zapadłej prowincji. To właśnie stamtąd przybyła mauma ze mną w brzuchu, zostawiając mojego tatę.

Wtedy przestałam się wiercić. Próbowałam robić to, czego ich zdaniem życzył sobie Bóg — być posłuszna, cicha i spokojna.

Pani przyjrzała mi się uważnie, oceniając, jak wyglądam w fioletowych wstążkach. Ujęła mnie pod ramię i poprowadziła do salonu, gdzie siedziały zaproszone damy w tych swoich strojnych sukniach, z filiżankami z chińskiej porcelany i koronkowymi serwetkami. Jedna z nich grała na maleńkim pianinie, które nazywało się klawesyn; przestała jednak, gdy nasza pani klasnęła w dłonie.

Wzrok wszystkich zebranych spoczął na mnie.

— Poznajcie naszą małą Hetty — powiedziała pani. — Saro, skarbie, oto twój prezent. Twoja własna służąca.

Przycisnęłam dłonie do podbrzusza, lecz pani zdecydowanym ruchem trzepnęła mnie po rękach, po czym okręciła mnie przed wszystkimi. Damy zaczęły szczebiotać jak papużki — „wszystkiego najlepszego, wszystkiego najlepszego” — dziobiąc powietrze wymyślnymi fryzurami. Starsza siostra panienki Sary Mary siedziała między nimi nadąsana, że nie jest najważniejszą osobą na przyjęciu. To ona była najgorsza, nie licząc naszej pani. Wszyscy widzieliśmy, jak odnosi się do swojej służącej Lucy, jak bije ją przy byle okazji. Mawialiśmy, że gdyby panna Mary upuściła chusteczkę z wysokości piętra, kazałaby Lucy wyskoczyć za nią przez okno. Mogłam trafić gorzej.

Panienka Sara wstała. Miała na sobie ciemnoniebieską sukienkę, jej truskawkowe włosy zwisały prosto jak nitki kukurydzy, a całą twarz znaczyły rude piegi. Zrobiła głęboki wdech, po czym zaczęła poruszać ustami. W tamtych czasach panienka Sara wydobywała z siebie słowa, jakby nabierała wody ze studni.

Kiedy w końcu wyciągnęła swoje wiadro, ledwie usłyszeliśmy, co mówiła.

— ...przykro mi, matko... nie mogę przyjąć. Pani poprosiła ją, żeby powtórzyła. Tym razem panienka Sara niemal wykrzyczała swój sprzeciw.

Oczy naszej pani miały lodowaty odcień niebieskiego, tak jak oczy panienki Sary, ale teraz pociemniały. Wbiła w moje ramię paznokcie, zostawiając czerwony ślad.

— Usiądź, Saro.

— ...nie potrzebuję służącej... Radzę sobie bez niej doskonale.

— Wystarczy — powiedziała pani. Nie wiem, jak można było nie usłyszeć ostrzeżenia w jej głosie. Panienka Sara najwyraźniej ogłuchła.

— ...Nie mogłabyś jej zatrzymać dla Anny?

— Wy s t a r c z y! Panienka Sara opadła na swoje krzesło, jakby ktoś ją pchnął.

Wzdłuż mojej nogi zaczęła spływać strużka cieczy. Szarpałam się na wszystkie strony, próbując wyswobodzić ze szponów pani, lecz wtedy strumień moczu trysnął na dywan.

Pani wrzasnęła i naraz zapadła głucha cisza. Dało się słyszeć, jak węgle podskakują w kominku.

Czekało mnie lanie, jeśli nie gorzej. Pomyślałam o Rosetcie, o tym jak na zawołanie dostawała napadu drgawek. Toczyła ślinę z ust i wywracała oczy tak, że widać było same białka. Przypominała chrząszcza, który przewrócił się na grzbiet i usiłuje się przeturlać z powrotem, lecz dzięki temu unikała kary. Przemknęło mi przez myśl, żeby paść na podłogę i odegrać taki atak najlepiej, jak tylko zdołam.

Stałam jednak bez ruchu, sukienka lepiła mi się do ud, a po twarzy rozlewał gorący rumieniec wstydu.

Zjawiła się Cioteczka i zabrała mnie stamtąd. Kiedy mijałyśmy schody w głównym korytarzu, dostrzegłam maumę, która stała na podeście, przyciskając dłonie do piersi.

 

Cytowany fragment w przekładzie Marty Kisiel-Małeckiej pochodzi z książki Sue Monk Kidd Czarne skrzydła, która ukaże się nakładem Wydawnictwa Literackiego 25 września.