Seria Fabryczna Zona, wydawana pod sztandarem Fabryki Słów już od jakiegoś czasu stanowi wyznacznik dobrego poziomu dla książek w tematyce postapo. Na swoim koncie mam przeczytaną znaczną część serii, a także miałem okazję recenzować świetne książki Biedrzyckiego czy Gołkowskiego. Niestety dobra passa nie może trwać wiecznie, bo o to mamy Ziemię niczyją Jana Waletowa. Od razu zaznaczę, że ta książka wcale nie jest taka zła - po prostu widocznie odbiega od reszty Fabrycznej Zony.
Przede wszystkim ciężko umiejscowić książkę na skali oraz w konkretnym gatunku. Mamy tu do czynienia po części z thrillerem politycznym, po części z tradycyjnym postapo, momentami z romansem, a niekiedy nawet fabuła swoją formą przypomina traktat filozoficzny. We fragmentach książki, gdzie akcja dzieje się w postapokaliptycznej scenerii znaleźć można wszystko, co najlepsze w tym gatunku. Akcja jest wartka, a bohaterowie przedstawieni bardzo dobrze - czyta się je jednym tchem. Jednakże przechodząc do retrospekcji autor odwraca sytuację. Wydarzenia i dialogi są przegadane, nadmiernie rozdmuchane, a pojawiające się w ich centrum postaci są wręcz opisywane, aniżeli prezentowane zyskując szanse na nabranie charakteru.
Ziemię Niczyją czytałem na kilka tur, ponieważ po fragmencie bardzo dobrym następował przydługi, przez którego ciężko było przebrnąć. Jan Waletow nie przekonał mnie do siebie, szczególnie porównując jego dzieło z innymi pozycjami Fabrycznej Strefy. Ponownie jednak zaznaczam, że nie wystawiam oceny negatywnej, ale tym bardziej nie jest ona pozytywna. Osobiście nie odnalazłem się na Ziemi Niczyjej w całokształcie jej fabuły, ale jednocześnie z zainteresowaniem przeczytam jej zapowiadaną kontynuację.
Przemysław Korotusz