Zielona wyspa. Igor Ostachowicz. W.A.B 2015
Magda jedzie na nietypowy urlop do luksusowego domku, położonego na bezludnej wyspie. Azyl ma pomóc jej uporządkować myśli, nabrać dystansu do świata, odpocząć. Jej obrzydliwie bogaty mąż zdradził ją, a teraz, w ramach rekompensaty, zapłacił za ekscentryczne wakacje na krańcu świata (czyli z daleka od siebie). W wynajętym domku miało niczego nie brakować, oprócz, rzecz jasna, towarzystwa. Znalazł się tam dobrze wyposażony barek, pełna lodówka, domowa siłownia, a nawet strzelba. Nielubiąca ludzi Magda ma w spokoju pożerać kolejne porcje leków i popijać je kakao, ale, o zgrozo, już pierwszego dnia dostrzega na horyzoncie intruza. I to intruza najgorszej maści – mężczyznę, Polaka. A jeśli przylatujesz helikopterem na bezludną wyspę i napotykasz na niej człowieka, możesz zgłosić reklamację w biurze podróży albo… no właśnie. Magda decyduje się rozwiązać ten problem na własną rękę.
Ten kameralny pejzaż mógłby tworzyć sterylną scenerię, w której do głosu dochodziłyby pierwotne instynkty rywalizujące ze zdrowym rozsądkiem, gdzie kobieta i mężczyzna byliby reprezentantami filozofii i żywiołów, a nie stereotypowych podklas wyciągniętych z warszawskiej systematyki. Niestety. Kobieca perspektywa wydaje się tu zafałszowana, jakby nieudolnie wyreżyserowana.
Drapieżność i bezkompromisowość mogą iść z nią w parze, tak samo jak wulgarność i bezwzględność, ale utopione w laboratoryjnej i designerskiej oprawie, przegadane i przerysowane, nie składają się na skomplikowane studium postaci. Resentymenty, toasty z Xanaxu, depresja po rozwodzie, jogging po depresji – ot, taka współczesna proza życia.
Zanim rozgrywająca się na niej historia dobiegnie końca, Magda zdąży opróżnić lodówkę, wypić cały zapas kakao i alkoholu, użyć strzelby i połknąć tabletki stanowiące połowę asortymentu przeciętnej apteki. Miało być ironicznie i z dystansem, ale ponad 400 stron wynurzeń neurotycznej lekomanki, jej narzekań i psychoz, sprawiło, że „Zielona wyspa” okazała się nadzwyczaj jałowa. Ostachowicza dobrze się czyta, ale ta historia mnie po prostu zmęczyła. Zamiast czarnego humoru i mrocznego klimatu, znalazłam w niej pesymistyczny kicz.
Kalina Lubicz-Stabińska