Mimo, że od tragicznej śmierci Stanisława Ignacego Witkiewicza minęło blisko 70 lat na rynku wydawniczym wciąż ukazują się kolejne tomy jego dzieł zebranych oraz poświęcone pisarzowi monografie. Całkiem niedawno, na półkach prawdziwych księgarń zagościła wydana nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Łódzkiego książka Agnieszki Kałowskiej Witkacy. Etyka, będąca zmienioną wersją rozprawy doktorskiej autorki. Rekonstruując poglądy etyczne artysty młoda badaczka zagłębia się w tysiące stron tekstów literackich (powieści i dramatów), publicystyki, korespondencji, prac filozoficznych i pism rozproszonych. Uczta o mocy wielkanocnego śniadania, komunijnego obiadu i wigilijnej kolacji razem wziętych dla wszystkich miłośników pióra i pędzla tajemniczego Pana Stanisława W.
Książka podzielona jest na pięć rozdziałów traktujących o stosunku artysty do tak ważkich tematów, jak chrześcijaństwo, postkolonializm, czy ekologia. Po pierwsze jednak miał Witkacy duże zasługi na polu tworzenia etyki rozmowy bądź też teorii etycznej dyskusji. Był bowiem autor Nienasycenia nie tyle znakomitym gawędziarzem, aktywnym uczestnikiem zakrapianych imprez, ale też przez całe życie podkreślał znaczenie „istotnej rozmowy”. A cóż to jest „istotna rozmowa”? To dysputa o rzeczach najistotniejszych - o sztuce i filozofii poprzez które możemy dotknąć Prawdy. W przeciwieństwie do Artura Schopenhauera uczącego w Erystyce, jak prowadzić spory, by je wygrać, dla Witkiewicza zwycięstwem w rozmowie jest dotarcie do jej meritum. Zapomnijmy więc o czarnej legendzie artystycznego bawidamka, niestroniącego od alkoholu i używek - oto bowiem na kartach monografii Kałowskiej mamy do czynienia z człowiekiem pragnącym zgłębiać Tajemnicę Istnienia.
Będąc, jak pisał o sobie, „człowiekiem absolutnie a-religijnym” znajdował chrześcijaństwo jako „sankcjonowaną przez tradycję próbę zawłaszczenia Tajemnicy Istnienia”. W usta Księżnej z Nienasycenia włożył Witkacy swoje poglądy na temat wyższości religii prawosławia nad obrządkiem rzymskim.
Tu powinny stać w tym kraju bizantyjskie chramy, złociste, kopulaste, ciemne w swej zaprzałości i bogorabstwie- w nich byłaby wasza, polska siła- związek z Wschodem- a nie w tych wszystkich zachodnich faramuszkach, do których przez dziesięć wieków przyzwyczaić się nie mogliście i które zawsze wyglądały jak trzeciorzędna piżama jako koronacyjny strój wodza jakichś dzikusów.Zobaczylibyście wtedy, czym by był wasz naród. (…) Najstraszniejszą pomyłką waszej historii jest to, żeście chrześcijaństwo z Zachodu przyjęli, a nie od nas.(…). Jak sobie pomyślę, co to za cudny byłby typ bizantyjskiego polaczysz ki, to mi się płakać chce, że to już nigdy nie nastąpi.
Jako miłośnik Schopenhauera, doświadczony wspólną z Malinowskim podróżą na Cejlon był Witkacy zafascynowany religiami Dalekiego Wschodu. Nie myślmy jednak, że przyjmował bezkrytycznie buddyjskie teksty. W stylu autora Pożegnania jesieni jest raczej długoletnie siłowanie się z doktryną z zachowaniem dużego marginesu samodzielności. Za decyzją o „mahatmieniu”, okresowym przyjęciu praktyk duchowo-cielesnych stało pragnienie osiągnięcia duchowej doskonałości, i co może nawet ważniejsze, powrotu sił twórczych, wyżyn na polu Sztuki.
Arcyciekawym jest rozdział dotyczący kontaktów Witkacego z tropikalnym światem kolonii. W czerwcu 1914 roku młody Stanisław wraz z przyjacielem Bronisławem Malinowskim ( późniejszym, światowej sławy antropologiem) wszedł w Londynie na pokład statku płynącego do Nowej Gwinei. Zostawiając za sobą wspomnienia tragicznej śmierci narzeczonej Jadwigi Janczewskiej (popełniła samobójstwo), Witkiewicz wyrusza w nieznane i po raz pierwszy spotyka się z Innym. Agnieszka Kałowska pieczołowicie tropi wszelkie zapiski Witkacego, teksty powstałe przed, w trakcie, i po podróży zawierające opinie artysty o napotkanych przedstawicielach Orientu. Dodatkowo zestawia zachowania Polaka z teoriami antropologiczno-socjologicznymi Saida, Geertza i Goffmana
Byliśmy z Broniem na spacerze w dzielnicy egipskiej. Twarze i stroje cudowne. Niebieski, długie szaty przeważają. Twarze o wyrazach dzikich albo mdlejących z rozkoszy. Tylko mężczyźni oczywiście. Na ulicach stragany, w których sprzedają się słodycze i makagigi dziwnego nabożeństwa. Kawiarnie, w których siedzą panowie nie z tego świata, ale jednak bardziej wzbudzający zaufanie niż Włosi w Neapolu. Nawet u najgorszych wywłok nie czuje się kanaliowatości, tylko jakąś powagę i dostojność.
Zając w koszyku - Witkacy w poszukiwaniu Absolutu.
Jajko w majonezie - Witkacy patrzący ku cerkwiom Wschodu.
Maślany baran na stole - rozgrzany Witkacy na Cejlonie.
Pogańskie święto przesilenia wiosennego zeszło mi w doborowym towarzystwie poszukującego Prawdy Mahatmy Witkaca. Lekturę tryskającej erudycją książki Agnieszki Kałowskiej polecam wszystkim miłośnikom zakopiańskiego mistrza. Wielki Witoldo wspomina w swym dzienniku : Pierwsza moja wizyta u Witkacego: dzwonię, otwierają się drzwi, w ciemnym przedpokoju potworny karzeł rośnie- to Witkacy otworzył drzwi w kucki i z wolna się podnosił…Dekady mijają, a Stanisław Ignacy Witkiewicz wciąż fascynuje, przeraża i nie pozwala przejść obok siebie obojętnie.