Wielki marynarz. Catherine Poulain. Wydawnictwo Literackie 2017
Miałam nadzieję ujrzeć portret kobiety – niemalże majestatyczny symbol kobiecej determinacji, zmagającej się z siłą fal życia na równi z mężczyznami, tymczasem poznałam kobietę, która nazbyt często płacze, snuje się po porcie niczym rozbitek w poszukiwaniu wody, której pełno wokoło, ale wciąż jest dla niego zbyt słona. Wielki marynarz okazał się dla mnie wielkim rozczarowaniem – spodziewałam się nieco więcej po nagrodzonej ośmiokrotnie i nominowanej do nagrody Goncourtów książce.
Gdyby jednak odsunąć na bok moje oczekiwania, książka z pewnością zawiera w sobie nieprawdopodobną historię, która wzbudza ciekawość i szacunek do samej autorki, gdyż jest częścią jej życia. Spędziła je wyraźnie poszukując własnego miejsca, przemierzając w tym celu Islandię, Hongkong, Kanadę, aż w końcu trafiła na Alaskę, gdzie dryfowała blisko 10 lat na kutrach rybackich.
To właśnie na Alasce poznaje Lili – główną bohaterkę, która porzuca dotychczasowe życie we Francji, na rzecz kutrów rybackich. Mimo wszystkich wydarzeń jest bardzo tajemniczą osobą. Myśli jej krążą wokół pytań o sens wszystkiego, wciąż pragnie przekraczać granice. W jednym z wywiadów autorka – Catherine Poulain – przyznaje, że lubi, gdy nie wszystko jest jasne.
Książka w moim zrozumieniu, mówi o poszukiwaniu własnej tożsamości, którą bohaterka odnajduje wśród nietrzeźwo patrzących na świat rybaków. Aby zostać jednym z nich, musi walczyć na trzy fronty, często kontuzjowana – z piekielnymi wodami, równie piekielnym temperamentem marynarzy oraz…sobą. Z czasem musi zmierzyć się z narastającym uczuciem, które dławi jej serce i wzbudza niepokój, powodując strach przed utratą wolności. Autorka wprowadza niespokojnego ducha marynarza ścierającego się z lekkością młodej nowicjuszki. Pokazuje trud i cenę jaką zmuszeni są zapłacić ludzie za chwilową wolność. I jak niewiele dzieli ich od uzależnienia.
Odnoszę wrażenie, że autorka pierwszą połowę książki przedstawiła bardzo lakonicznie – krótkie zdania, na dodatek, opisujące zaledwie fragmenty czasu…Czułam się zagubiona. Brodziłam w tym mule słów, aż w końcu wybrnęłam na powierzchnię, gdy bohaterka wypowiada się szerzej o własnych emocjach, pojawia się więcej konkretnych dialogów, które wnoszą coś do akcji, budując świat rzeczywisty w książce. Wtedy dałam się porwać wartkiej fali życia bohaterki i poczułam jaki ból niesie ze sobą. Ujrzałam groźną wodę, usłyszałam pogardliwe krzyki rybaków, dotknęłam zoranych dłoni Lili, poczułam sól w ustach…Szkoda tylko, że tak późno.
Niestety, książka wyraźnie nie podbiła mojego serca. Historia jest niesamowita, odnoszę jednak wrażenie, że trochę zbyt powściągliwie napisana. A szkoda. Może nie przypadkiem jest, iż pierwsza jej wersja nie została wydana, dopiero poprawiona, znana nam obecnie, pojawiła się w świecie literackim. Idąc tym tropem, chętnie przeczytam jej trzecią wersję, może kolejna zasłynęłaby nie tylko nagrodami. Tym razem Wielki marynarz poszedł na dno.