Tymczasem logiki brak
Ciężko o dobrą literaturę kobiecą, bo wszystko już było. Były kobiety piękne i brzydkie, rozważne i roztrzepane, te młodsze i ciut starsze. Pole do wykreowania nowej jednostki literackiej jest zatem bardzo wąskie. Jeszcze mniej miejsca pozostaje na stworzenie całej historii, akcji jej rozgrywania, a nawet przedziału czasowego. Jak zatem w uniwersum wielkości okruchu chleba wepchnąć paru bohaterów, kilka miast w kraju i na świecie a to wszystko na przestrzeni wielu lat?
Izabela Sowa w swojej najnowszej książce „Tymczasem” próbuje zmierzyć się z ogromem szczegółów, które próbuje niepostrzeżenie przemycić. Tak więc mamy Monique, kobietę o niepolsko brzmiącym imieniu pochodzącą z gór, mieszkającą chwilowo w Krakowie, a chwilowo w Paryżu w czasie studiów, by potem osiąść w Warszawie, ale nagle wyjechać znów do Krakowa. Oprócz tego posiada co najmniej wątpliwe relacje ze swoimi byłymi partnerami, kipi frustracją do swojego życia, a w przypływie spontanicznego telefonu wyjeżdża do Krakowa niewiadomo do kogo ani po co. Ciąg dalszy obfituje w wiele podobnych, oderwanych od rzeczywistości sytuacji, które jednak usilnie próbują przybierać pozy codzienności. Za bohaterami ciężko nadążyć, co nie oznacza, że akcja płynie wartkim nurtem. Bardziej przypomina na wpół zamarzniętą Wisłę w stolicy (a może jednak w Krakowie?) niż odzwierciedla losy postaci.
Główna bohaterka podejmuje też wiele nieuzasadnionych i nielogicznych decyzji. Kręci się w kółko i próbuje na nowo odnaleźć cel w swoim życiu. Liczy, że powrót do starych miejsc, bliskich jej sercu, na nowo przypomną jej co jest w życiu ważne. Niestety, wielu jej intencji czytelnik musi się sam domyślać. Mogłoby się wydawać, że takie podejście autora jest jak najbardziej wskazane, że prowokuje czytelnika do zastanowienia się również nad własnym życiem. Jednak przedstawienie chaotycznych działań bohaterki nie pozwala skupić się nad głębszym wydźwiękiem jej historii. Trzeba za nią pędzić, żeby nie zgubić wątku.
Osoby, które znają miasta wymieniane w książce, z pewnością z przyjemnością odbędą czytelniczy spacer po zakamarkach. Ich klimat jest na tyle trafnie oddany, że można wręcz poczuć krakowski smog duszący w piersiach, albo zapach góralskiej kwaśnicy. Podróżując razem z bohaterką odwiedza się i najmodniejsze sklepy, i skromne francuskie kawiarnie. Ciekawe jest też spojrzenie spod przymrużonych powiek na pseudogwiazdy, z którymi pracuje Monique. W czasie podróży do Krakowa spotyka osoby, które bardzo szybko pozwalają jej na konfrontację tych dwóch odległych światów. Snobizm, zamiłowanie do mężowych kart kredytowych z dużym limitem oraz ociekający złotem i cellulitem kicz kontra dokarmianie gołębi na parapecie kuchni i tanie piwo w barze przy ciekawej rozmowie. Kontrast jest na tyle widoczny i uniwersalny, że ciężko go przegapić i zapomnieć.
Mimo wielu niespójności i momentów, w których akcja ciągnie się bez końca, książka jest na tyle lekko napisana, że z pewnością umili nadchodzące jesienne wieczory. Posiada wiele momentów, gdzie uśmiechniemy się sami do siebie, a niektóre fragmenty może nawet podkreślimy ołówkiem. Jeżeli książka pozostanie w naszej pamięci na długo, to jednak tylko za sprawą niezrozumiałych decyzji Monique.