Szeptucha. Iwona Menzel. Wydawnictwo MG 2014
Akcja „Szeptuchy” rozgrywa się w niewielkich Wianuszkach położonych na malowniczym Podlasiu. Mieszkańcy wsi już dawno przebudowali stodoły na pensjonaty i żyją teraz z zabawiania turystów. Większość wystawia folklor na sprzedaż, a tylko nieliczni pielęgnują dawne zwyczaje. Tytułowa szeptucha, podobnie jak cała wieś, idzie z duchem czasu. Mimo, że nadal otaczają ją zabobony i przesądy, nie jest na bakier z nowoczesnością. Pod sufitem suszy lecznicze zioła, a na biurku trzyma komputer podłączony do internetu. Życie toczy się tu na granicy dwóch światów – dogasającej tradycji i nowoczesności, która rozgościła się pod wszystkimi strzechami.
Właśnie ta pozorna sprzeczność jest główną materią powieści. Menzel bardzo się stara, aby jej książka nie była banalna, by nie gloryfikowała wsi, nie była opisem stereotypowej idylli, jaką znamy z podobnych historii. Rezygnuje z taniego sentymentalizmu i drwi z Warszawiaków, którzy na wakacjach pod gruszą szukają prostego życia i dzikiej przyrody. I chociaż śmieszy to ich taplanie się w swojskości, wzruszanie zaoranym pejzażem i dumanie nad egzystencją chłopa, to pozorny dystans i odrobina poczucia humoru nie wystarczą, by zaspokoić apetyt czytelnika, a już na pewno nie by podbić jego podniebienie. Autorka robi wszystko, żeby jej książki nie zamknięto w szufladce z lekkostrawną „literaturą kobiecą” – jej wieś ma być realistyczna, miastowi infantylni, a horyzont, za sprawą wielokulturowego Podlasia, szeroki. To jednak zdecydowanie za mało, aby uznać „Szeptuchę” za udaną kontrę wobec trendu idealizującego życie z dala od wyziewów betonowej dżungli. Bo metoda jest w zasadzie ta sama – trzeba wziąć skrawek prowincji, odmalować lokalny koloryt i wyreżyserować romans między człowiekiem wsi i miasta. Voilà!
Mi taka literatura dobrze nie robi. Wolę, gdy powieść rozpieszcza stylistycznie, wznosi się ponad językową przeciętność i ucieka od powszedniości. Twarde stąpanie po ziemi może być walorem, ale tylko wtedy, gdy nie staje się przaśne i ordynarnie zwyczajne. Owszem, można odczarować wieś, ale jeśli uleci z niej cała magia, to czytanie o jej atmosferze będzie jak picie coli bez gazu. Niestety o fachu szeptuchy dowiecie się więcej z Wikipedii niż z książki Iwony Menzel.
Kalina Lubicz-Stabińska