Sun Tzu pod Gettysburgiem. Bevin Alexander. Editio 2013
„Sun Tzu pod Gettysburgiem” to nie tytuł nowej powieści z nurtu historii alternatywnej, w której starożytny chiński myśliciel magicznym sposobem przenosi się w czasy wojny secesyjnej, by wspomóc Południe w walce z Północą (lub odwrotnie...). Tak zatytułowana została natomiast książka o tematyce militarnej wydana przez wydawnictwo Helion, napisana przez niejakiego Bevina Alexandra i traktująca, jak głosi podtytuł, o ponadczasowych mądrościach sztuki wojennej.
Autor przedstawia kampanie amerykańskiej wojny o niepodległość, omawia klęskę Napoleona pod Waterloo i zatrzymuje się na dłużej przy wojnie secesyjnej. Następnie przechodzi do wieku dwudziestego a tematem jego rozważań staje się bitwa nad Marną podczas I wojny światowej, trzy kampanie z czasów II wojny światowej (m.in. Stalingrad i Normandia) oraz ofensywa generała MacArthura w Korei Północnej.
Wybrane przez autora przykłady zostały nieco sztucznie połączone postacią Sun Tzu. Dotyczą one różnych epok, co ma uwydatnić uniwersalność i ponadczasowość strategii rodem ze starożytnych Chin. Strategii, dodajmy, która święci triumfy w zarządzaniu. Bo przeczytaniu książki wydaje się, że współcześni menedżerowie używają jej częściej niż robili to kiedykolwiek dowódcy wojskowi. Zdaniem autora, brak
Najdziwniejsze jest to, że autor z pełną powagą opisuje błędy wynikające z nieprzestrzegania rad Sun Tzu, choć na samym początku wyraźnie podkreśla, że starożytna myśl wojskowa dotarła do Europy i świata zachodniego dopiero w połowie dwudziestego wieku. Paradoksalnie stało się to za pośrednictwem Mao Zedonga, który w swojej „Wojnie partyzanckiej” zawarł wiele zasad Sun Tzu. Wynika z tego, że największym krzewicielem „Sztuki wojny” był komunistyczny dyktator. Pełne angielskie tłumaczenie samego Sun Tzu wraz z komentarzem pojawiło się dopiero na początku lat 60. XX wieku. Logicznie rzecz biorąc, analizowanie wcześniejszych kampanii militarnych pod kątem tego, czy dowódcy stosowali się do zasad „Sztuki wojny” jest anachronizmem, który został prawdopodobnie pomyślany w celach marketingowych.
Po lekturze „Sun Tzu pod Gettysburgiem” można dojść do wniosku, że historia wojskowości nowożytnej pełna jest sytuacji, w których dowódcy wojskowi wykazali się małą wyobraźnią bądź brakiem rozsądku. Przypadkowa zbieżność działań z zasadami opisanymi w „Sztuce wojny” świadczyła jedynie o zdolnościach przywódczych i znajomości zasad strategii w ogóle. Postać Sun Tzu wydaje się w większości przypadków przywoływana nadaremno.
Poza tym łatwo jest wytykać cudze błędy po upływie wielu lat. Bardzo ciekawe, co by zrobił pan Alexander w sytuacjach, które opisuje krytycznie na kartach swojej książki, oceniając tak surowo postępowanie innych.
Michał Surmacz