Strażnik gułagu. Iwan Czystjakow. Bellona 2012
W ostatnim czasie Bellona zaproponowała czytelnikom dziennik autorstwa Iwana Czistiakowa, strażnika w jednym z wielu sowieckich łagrów, który był częścią archipelagu GUŁag opisanego w słynnej książce Aleksandra Sołżenicyna. Atutem książki ma być fakt, że tym razem łagier pokazano dla odmiany z perspektywy kogoś, kto nie jest więźniem i kto może opisać nam, jak wyglądała cała sytuacja oczami strażnika.
Niczym Winston Smith, bohater Orwella z „Roku 1984”, Czistiakow pisze swój dziennik, by utrzymać się przy życiu. „Zwykły, względnie inteligentny radziecki mieszkaniec miasta początku lat trzydziestych” - jak określa go we wstępie Irina Szczerbakowa, rosyjska dziennikarka i historyczka, nominowana kilka lat temu do pokojowej nagrody Nobla – chce również znaleźć ujście dla swoich pół-artystycznych skłonności. Chwilami dostojewszczyzna wyłazi mu z butów i niektórzy mogliby zapewne określić go jako nawiedzonego półinteligenta, naturszczyka, który – pomimo tego, że niekoniecznie czytał Dostojewskiego – obnaża przed nami prawdziwą rosyjską duszę, dźwigającą na sobie brzemię odpowiedzialności za cały naród, genetycznie obciążoną Karamazowami i Raskolnikowami. Dzięki stosunkowo dobrze opracowanym przypisom możemy dowiedzieć się, że nasz bohater aluzje czyni głównie do ówczesnej kultury niskiej i masowej w postaci popularnej ówcześnie książki („Remont kapitalny” L. Sobolewa) czy – w głównej mierze – znanych i lubianych piosenek regularnie powracających w dzienniku, tak głęboko zakorzenionych w melodyjnej słowiańskiej duszy.
Co do perspektywy więźnia i strażnika, to Czistiakow również był więźniem – daje tego wyraz w zapiskach z niektórych dni, kiedy do głosu dochodzi jego niechęć do systemu. Stał się on więźniem i zakładnikiem sowieckiej Rosji, której władze wysłały go „do najbardziej odległych i strasznych miejsc” i zmusiły do pełnienia służby daleko od rodzinnej Moskwy, w warunkach kilkudziesięciostopniowego mrozu wśród niezliczonych wzgórz, które Czistiakow nazywa „sopkami”. Miał on nieszczęście zostać powołanym do wojska i oddelegowanym do wojsk wewnętrznych (NKWD). To partia zmusiła go do walki i to przez nią musiał oglądać strumienie przesiedleńców i więźniów, którzy zwykle określani byli przez niego numerem paragrafu, za który zostali zesłani na ciężkie, katorżnicze roboty (np. §56-17 „bandytyzm” §59-3 „napady z bronią w ręku” czy §58-8 „organizacja w celu kontrrewolucyjnych aktów terroru”).
Wydarzenia opisane w dzienniku dzieją się między październikiem 1935 a październikiem 1936 roku i związane są ze służbą Czistiakowa jako dowódcy plutonu zbrojnej straży obozowej podczas budowy Bajkalsko-Amurskiej Magistrali Kolejowej. Monotonny obraz obozowego życia przerywany jest chwilami głębszej zadumy. Wielokilometrowe marsze i pogonie za uciekinierami są na porządku dziennym. Od czasu do czasu strażnicy próbują ustrzelić zdziczałe kozy, by dodać do swego skromnego jadłospisu świeże mięso. Styl Czistiakowa charakteryzuje się krótkimi, urywanymi zdaniami lub równoważnikami zdań, które na dłuższą metę mogą okazać się dla niektórych czytelników irytujące. W przypływie natchnienia – zwłaszcza gdy ma on odrobinę wolnego czasu – opisuje swoje wewnętrzne impresje, niejednokrotnie w poetycki sposób.
Podsumowując, strażnik, więzień-nie-więzień, cierpiący katusze razem z ciężko pracującymi łagiernikami i tęskniący za kąpielą („łaźnia to święto”) znajduje czas, by pisać dziennik, który – jak widać na zamieszczonych w książce zdjęciach oryginalnego zeszytu, gdzie Czistiakow zapisywał swe myśli – ozdabia kilka razy własnymi ilustracjami. Prócz kilkunastu stron ze zdjęciami kartek zapisanych odręcznym pismem autora, wydawca, w celu zilustrowania warunków obozowych, umieszcza kilkanaście zdjęć – kadrów z radzieckiego filmu propagandowego o budowie Bajkalsko-Amurskiej Magistrali Kolejowej. Całość dopełnia trzynaście listów Nikołaja Afanasjewa, więźnia („zeka”) odbywającego zesłanie w kilku różnych łagrach na terenie całego Związku Radzieckiego. Wszystko razem tworzy ciekawy obraz sowieckiego systemu represji w latach trzydziestych ubiegłego wieku.
Mając w pamięci fakt, że autor był później represjonowany, a żywot swój skończył na froncie podczas II wojny światowej, warto uszanować tragizm sytuacji, w której się znalazł i ze skupieniem prześledzić tor jego myśli, które coraz częściej zaczynają krążyć wokół idei samobójstwa. Wartość literacka dziennika nie jest wysoka, miejscami tylko Czistiakow zmienia się w romantycznego poetę i opisuje z tęsknotą widziany krajobraz lub niepokój drążący jego duszę. Natomiast jeśli chodzi o wartość historyczną, to dla zainteresowanych tematem jest to z pewnością pozycja, z którą warto się zapoznać. Nie jest ona być może tak wstrząsająca jak opisy Sołżenicyna lub Szałamowa, lecz pokazuje inne spojrzenie na tamtejszą rzeczywistość – świat łagrów, w porównaniu z którym „carska katorga […] wydawała się zabawna i rozczulająca niczym klocki dla dzieci”.
Michał Surmacz