W dzisiejszych czasach można znaleźć grupę ludzi, których marzeniem jest samowystarczalność lub chociaż zmniejszenie swojej zależności od wszechobecnej cywilizacji, z którą wiążą oni całe zło tego świata. Grupa ta prezentuje postawę, której ślady można odnaleźć już w XIX wieku, kiedy obecna cywilizacja techniczna dopiero się kształtowała – także wówczas, u samego jej zarania, znajdowali się tacy, co chcieli uciec od zgiełku i uniezależnić się od innych ludzi – dajmy na to taki Walden z książki amerykańskiego pisarza nazwiskiem Thoreau.
„Stary wspaniały świat” Hodgkinsona stoi w otwartej opozycji do „nowego wspaniałego świata”, którym to określeniem zapożyczonym od Huxleya posługuje się autor w stosunku do dzisiejszej rzeczywistości ogarniętej kultem technologii. Zdaniem autora „stary świat” sprzed industrializacji był głębszy i prawdziwszy, a ludzie byli bliżsi sobie nawzajem. Był to świat, w którym na wzór Koheleta był czas na wszystko – zarówno na pracę fizyczną jak i na głęboką zadumę przy ogniu palącym się w kominku. Z pewnością świat z przeszłości ma w sobie duży urok i potrafi zawładnąć wyobraźnią współczesnego człowieka. Osobną kwestią jest jednak realność wyobrażenia, jakie posiada autor na temat „starego świata” i relacja między tym wyobrażeniem a prawdziwym życiem w okresie średniowiecza, o którym Hodgkinson tak tęsknie się wypowiada.
Ze sporego zbioru „ksiąg o gospodarzeniu” Hodgkinson wybrał utwory m. in. Hezjoda, Kolumeli, Palladiusza oraz – z racji swego anglosaskiego pochodzenia – mało znanych polskiemu czytelnikowi autorów brytyjskich: Williama Cobbetta, Johna Seymoura, Thomasa Tussera i Johna Evelyna. Poszczególne rozdziały, zatytułowane nazwami miesięcy i tworzące swoisty kalendarz nowoczesnego gospodarza, składają się z miejscami zabawnych refleksji Hodgkinsona i obszernych cytatów z dzieł wymienionych wyżej autorów.
Osoby, na książkach których opiera się Hodgkinson, pochodzą z różnych okresów, przez co jego gospodarstwo i związana z nim ideologia traci swój aspekt czasowy. Staje się pozaczasowym średniowieczem, w którym dzielny gospodarz o lewicowych poglądach opiera swój kalendarz w równej mierze na „Pracach i dniach” i na poradniku ogrodnictwa rodem z renesansowej Anglii, narzekając równocześnie na prawny zakaz indywidualnego uboju świń we współczesnej Wielkiej Brytanii. Brzmi to dość kuriozalnie, ale w trakcie lektury powyższe nagromadzenie nieprzystających do siebie elementów nie razi tak mocno. Dopiero po przeczytaniu książki i chwili refleksji nad nią uderza czytelnika, jak wielki eklektyzm charakteryzuje dzieło Hodgkinsona.
Autor tworzy w swej książce swój własny obraz dawnych czasów, w których wszyscy byli wolni i mogli gospodarzyć, jak chcieli i hodować we własnym ogródku, co chcieli, bez nadgorliwej interwencji państwa. Trudno ocenić, jaki był pierwotny zamysł autora. We wstępie pisze, że poprzez swój eksperymentalne samowystarczające gospodarstwo pragnął wyzwolić się z „układu”, jaki rządzi dzisiejszym światem. Hodgkinson, pełen niechęci do symboli współczesności – takich jak McDonald’s czy Tesco, nienawidzący konsumpcjonizmu i wielkich korporacji, staje w swej książce w niestabilnym rozkroku pomiędzy wychwalaniem gospodarzenia na własną rękę (uprawa roślin, hodowla zwierząt) a pogardzaniem współczesnego stylu życia. „Stary wspaniały świat” nie jest kompendium wiedzy ogrodniczej, stanowi tylko subiektywny wybór praktyk ogrodniczych i rolniczych z różnych epok. Z drugiej strony, pochwała życia niezależnego gospodarza wytwarzającego jedzenie na własne potrzeby na złość trzymającym nas w szachu producentom żywności nie jest kompletna, gdyż autor otwarcie przyznaje, że brak nam możliwości bycia w pełni samowystarczalnymi i że musimy zadowolić się częściową niezależnością – czy też, inaczej mówiąc, iluzją niezależności. Jak widać, Hodgkinson poległ w obu aspektach swojej książki.
Autorzy prasowych recenzji, których wypowiedzi umieszczone są na tylnym skrzydełku okładki, nazywają opisywany eksperyment „szaleństwem”, a samą książkę dziełem „ekscentryka” i jest to prawdopodobnie najlepszy sposób podejścia do tej pozycji. Dodatkowo, dla polskiego czytelnika może być zastanawiające spojrzenie Hodgkinsona na uprawę roślin w przydomowym ogrodzie. Wydaje się, że traktuje to jako coś rzadkiego i niespotykanego w dzisiejszym świecie zaludnionym przez ludzi w garniturach, którzy pędzą przez życie wpatrzeni w swojego smartfona lub służbowego laptopa. Tymczasem rodzinne ogródki działkowe są w Polsce tym, czego chyba zabrakło Hodgkinsonowi w rodzinnej Anglii. Władze Polskiego Związku Działkowców szacują, że z działek korzystają 4 miliony Polaków, co powinno uczynić Polskę rajem na ziemi w oczach autora recenzowanej książki. Polacy nie hodują na działkach kur ani świń, ale wciąż gros działkowców uprawia tam różnego rodzaju rośliny i mogłoby korzystać z porad zawartych w cytowanych garściami przez Hodgkinsona książkach.
Na sam koniec należy nadmienić, że „Stary wspaniały świat” czyta się lekko i pomimo swej ekscentryczności, a może właśnie z jej powodu, pobudza on do refleksji nad dzisiejszym światem. To zadanie udało się Hodgkinsonowi zrealizować. A czytelnicy niech pamiętają- uprawiajmy swój własny ogródek. Nieważne, czy w rozumieniu Woltera czy Hodgkinsona. Ważne, by go uprawiać, bo własny ogródek w tym cudzym świecie to ważna rzecz.
Michał Surmacz