Słodkie lato, Mari Jungstedt, Wydawnictwo Bellona 2011
Jak w każdym dobrze zbudowanym kryminale, tak i w „Słodkim lecie” akcja nie każe długo na siebie czekać. Lipiec, pełen turystów kemping na wyspie Faro, a w jednej z przyczep kempingowych typowa szwedzka rodzina – Peter Bovide, jego żona Vendeli oraz dwójka ich małych dzieci. Peter budzi się, mimo urlopu, jak zwykle o godzinie piątej rano i jak to ma w zwyczaju, wychodzi pobiegać. Zapowiada jeszcze, że po powrocie zaparzy żonie kawę, czule ją całuje i wybiega na pusty o tej porze teren kempingu. Nie wraca już jednak do swojej rodziny. Zostaje bowiem zastrzelony na wybrzeżu przez tajemniczą osobę. I tutaj dopiero zaczyna się zabawa w zgadywanie. Jak to możliwe, że stateczny mężczyzna, współwłaściciel dobrze prosperującej firmy budowlanej, pada ofiarą brutalnego morderstwa? Do pracy przystępują komisarz śledczy Andres Knutas i jego zastępczyni Karen Jacobson, na światło dzienne zaczynają wychodzić fakty burzące spokojny wizerunek Bovida. Do pracy organów śledczych dołącza reporterskie śledztwo Johana Berga i jego charyzmatycznej operatorki Pii, dodając parę interesujących wątków do całości.
Oczywiście Mari Jungstedt nie mogła zapomnieć o wpleceniu w fabułę fragmentów historycznych,ściśle wiążących się z akcją. Wzbogaca to jak zwykle całą opowieść, dając pole do kolejnych domysłów dociekań. Gdy myślimy już, że znamy rozwiązanie zagadki, Jungstedt gra nam na nosie i zapowiada, że ta historia wcale nie jest taka prosta. Temperatura wzrasta, do ostatniej strony trzymani jesteśmy
w napięciu. Dzięki takiemu prowadzeniu czytelnika przez swoją historię, stworzeniu tak charakterystycznych bohaterów typowych dla skandynawskich powieści kryminalnych, Jungstedt stoi dumnie wśród takich potęg skandynawskiego kryminału jak Larsson, Lackberg czy Nesbo.
Polecam gorąco!
/MC/