Skoruń. Maciej Płaza. W.A.B. 2015
Maciej Płaza dotąd zajmował się raczej literaturą nurtu science-fiction. Ma na swoim koncie już książkę o Stanisławie Lemie, a także nagrodzony przez „Literaturę na Świecie” polski przekład opowiadań H.P. Lovecrafta. Tymczasem nagrody posypały się w jego kierunku lawinowo po publikacji słodko-gorzkiej prozy o dojrzewaniu, życiu na wsi i ludzkiej pracy. Nic dziwnego, Skoruń to literacki majstersztyk.
Okolice Sandomierza, lata 80. XX wieku. W ludzkiej pamięci jeszcze nie zatarło się wspomnienie ostatniej wojny, ale już marzy się tu o lepszych, bardziej dostatnich i bardziej sprawiedliwych czasach. Mikroświat Skorunia (co w lokalnej gwarze oznacza łobuza, lenia i rozrabiakę) na pierwszy rzut oka nie jest specjalnie skomplikowany. Ale uwaga – to tylko pozory!
Ojciec sadownik i domorosły konstruktor, na co dzień para się pracą w szkole i w sadzie. Ma dojrzałe, spracowane dłonie i niejedną historię o której szybko chciałby zapomnieć w pamięci. Trudno z nim żyć, lecz jeszcze trudniej żyć bez niego. Zwłaszcza kiedy jest się dorastającym chłopcem. Matka stanowi dla niego jedynie tło, a mimo to, to wokół niej gromadzi się cały wszechświat. To ona stanowi ochronę przed ojcem i całym złem tego świata, który jest go przecież pełen po brzegi. Bez niej misternie pleciony ład nie miałby racji bytu, a młodzieńczy świat zawaliłby się w okamgnieniu. Znamienne, nieprawdaż?
Mimo to świat dojrzewającego chłopca nadal mieni się tysiącem barw i odcieni. Pełno tu przygód i niesamowitych historii, nowych odkryć, zachwytów i inicjacji. Potęgowanych dodatkowo przez barwny język, utkany jak gdyby wyłącznie na potrzeby tego niezwykłego uniwersum:
Gdyby to był zwykły parobek, zanęciłbym butelką ojcowej przepalanki. O, rozwiązałaby język. Z Józefem jest trudniej i prościej zarazem, Józef nie pije, a gadać lubi, tyle że nie z każdym. Jeszcze niedawno nie śmiałbym usiąść z nim przy piecu, walić na „ty” i wypytywać o nie moje sprawy. Może to, że wreszcie skończyłem szkołę, robi swoje. Różne pierwszyzny mam już dawno za sobą, ojca mniej się boję niż kiedyś, tężeję w mięśniach, przejaśnia mi się w głowie, Nad wsią już nie latają czarownice, oko studni straciło czarny blask, minął czas pasania krów i szukania zakopanych broni. Ale w dorośleniu przeszkadzają mi ojcowe tajemnice, potykam się o nie jak o stare, wstydliwe zabawki…
Intrygujące, prawda?