"Restauracja strasznych potraw (rozprawa gardłowa)", Tamara Bołdak-Janowska, Borussia 2011
Rozprawiając o najnowszej książce Tamary Bołdak-Janowskiej warto mieć na uwadze niebanalną osobowość pisarki. Osobowość, która zdaje się wywierać istotny i nierozerwalny wpływ na odważną twórczość, czyniąc z każdej wydanej dotąd publikacji będącej jej dziełem obraz specyficznie emocjonalny oraz głęboki... a w osobliwym przypadku "Restauracji strasznych potraw" (wyd. Borussia, Olsztyn 2011), co słusznie oddano w podtytule... wręcz "gardłowy". Ten szeroki wachlarz emocji, dający odczuć się podczas lektury, umożliwia zarazem głębsze przeżywanie poruszanych przez Bołdak-Janowską tematów. Daje też szansę na wewnętrzną rozmowę z samym sobą, prowokując w rezultacie do ożywionej debaty w przestrzeni publicznej.
Pragnienie urzeczywistnienia świata opisywanego na stronach książki ukazuje raczej tęsknotę za normalnością, aniżeli bunt; z tym większym zdziwieniem obserwuję chęć przypięcia oryginalnemu stylowi literackiemu, jakim posługuje się Bołdak-Janowska łatki "buntowniczego", określając ją często mianem "kata poetów". Nic bardziej mylnego, bowiem autorka jedynie bez ogródek mówi wszystko to, o czym przeważnie - poza nielicznymi wyjątkami - ludzie pełni uprzedzeń, stereotypów, pochodzący z "dobrych domów" mówić nie zwykli. Także i ci, piastujący wysokie stanowiska, preferujący w mniejszym jednak stopniu milczenie, w większym zaś interesowne wypowiadanie opinii zaspokajających konformistyczne oczekiwania, przynoszące szeroko rozumiane korzyści materialne.
Pragnienie to, systematycznie przewijające się w twórczości Bołdak-Janowskiej mogłoby zostać określone mianem utopii. Tym bardziej, że jej braku - jak podkreśla w jednym z wywiadów - powinniśmy się obawiać, ponieważ stanowi on tym samym "brak ostrzeżeń o systemie w którym żyjemy. Powoduje, że system zbyt łatwo wradza się w realną utopię, w której wszyscy męczą się, lub - przynajmniej - męczą się ludzie wykluczeni".
I choć nie każdy utożsamiać będzie własny światopogląd z zamysłami autorki, jest jednak wielce prawdopodobne, że szybko zda sobie sprawę z postępującego w niewyobrażalnym tempie, zapewne nieodwracalnego już w skutkach upadku "uniwersalnych" wartości.
Czy samą autorkę zaliczyć można do grona tych wykluczonych? W moim odczuciu nie. Pojęcie wykluczenia nie oddaje meritum zaistniałej, co tu dużo mówić - wprost beznadziejnej sytuacji. Tamara Bołdak-Janowska, jako pisarka i poetka uznana, o szerokich horyzontach, mistrzowsko władająca słowem i nie mniej własnym umysłem, czuje się raczej zepchnięta przez bumplebejuszy na boczny plan, przy jednoczesnym zachowaniu z ich strony złudnych pozorów poprawności.
Pojęcie bumplebejskości, któremu w książce poświęca sporo miejsca, oznacza według autorskiej definicji "wybuch niekompetencji w stosunku do kultury (...). Wybuch niekontrolowany i asymilujący". Bołdak-Janowska trafnie spostrzega, że "ubiegłe wieki też cierpiały od tych wybuchów", co warto poddać szczegółowej analizie, ku przestrodze.
Nie zabrakło w "Restauracji strasznych potraw" rozważań na temat położenia oraz roli kobiet w świecie zdominowanym współcześnie przez mężczyzn, na skutek czego dość częstym zarzutem wobec samej książki staje się rzekomy podtekst anty-męski. Wprawdzie mężczyźni dostają ostrą reprymendę za swe niecne przewinienia, lecz podstawność tychże z reguły jest zasadna. Kto wczyta się uważniej, odnajdzie fragmenty świadczące o głębokiej sympatii Bołdak-Janowskiej do mężczyzn. Oczywiście - czego wyjaśniać chyba nie trzeba - jedynie tych mężczyzn, którzy wyłamują się poza schemat bumplebejusza. A więc nielicznych.
Ciekawą, przy tym nieco tajemniczą rolę odgrywają umiejętnie wplecione pomiędzy rozdziały "głosy". Wybrane wypowiedzi, ułożone na wzór ożywionej dyskusji, zdają się przypominać strzępy obrazów sennych, czy też myśli przeszywających umysł człowieka na co dzień zmagającego się z dokuczliwą bezsennością. I posunięcie to nie dziwi, gdy bliżej poznajemy fakty z tragicznego poniekąd życia autorki. Zmarła przed laty córka Marcela stale zaznacza swą obecność. Rozmawia z matką, polemizuje, chwilami krystalizując nawet przemyślenia Bołdak-Janowskiej. Wypowiada się - bo jest kobietą, i nadal żyje, wszak przez najbliższych nie została poddana okrutnemu procesowi zapomnienia, jakiemu poddawana jest w Polsce kultura. Wywiera też istotny wpływ na nieustające próby uzyskania przez matkę odpowiedzi na nurtujące je obydwie pytania.
Jest to książką ponadczasowa, odważna i niestety przemilczana. Zapewne z uwagi na fakt, że tej intrygującej odwagi w dokonywaniu precyzyjnych ocen zjawisk autorce nie zabrakło, a jej ironia rujnuje chwilami ludzki, niejednokrotnie wygodny system oglądu otaczającej nas rzeczywistości. Każde słowo zawarte w niniejszej książce jest wołaniem Bołdak-Janowskiej o opamiętanie. Pytanie tylko, czy na to opamiętanie nie jest już aby za późno. Odpowiedź warto odnaleźć w głębi siebie, po burzliwej debacie w "Restauracji strasznych potraw".
Stanley Devine, Wielka Brytania