Przepis na łapanie motyli, Ewa Zadara, Replika 2011
Ewelina nie jest nikim wyjątkowym. Przynajmniej nie w powszechnym rozumieniu tego słowa. Ma kochającego męża, dorastającego syna, pracę i dom na swojej głowie. Ot, zwykła, polska rzeczywistość. Jest jednak wyjątkowa o tyle, że zdaje sobie sprawę ze swojego położenia. Z tego, że jako kobieta „w pewnym wieku” staje się bezbarwna, niewidzialna dla społeczeństwa, bez perspektyw na przyszłość. Mąż wprawdzie ją szanuje, syn pyta o radę, koleżanki zapraszają na kawę i pogaduchy, jednak to wszystko w gruncie rzeczy bez znaczenia. Ewelina w pewnym momencie życia wybrała rodzinę zamiast kariery naukowej i teraz jej jedynym punktem wspólnym ze światem akademickim jest praca w administracji uczelni. Nie ma już szans na awans, na osiągnięcie satysfakcji z tego co robi, na to, by ktoś w końcu docenił jej starania. Nie ma też szans na to, by znów poczuć się kobietą, by przyciągać męskie spojrzenia, pobudzać wyobraźnię… a jednak. Zainteresowanie sporo młodszym od siebie mężczyzną spada na nią jak grom z jasnego nieba. Oboje zdają sobie sprawę, że jej romans ze studentem uczelni na której pracuje może być tragiczny w skutkach, jeśli wyjdzie na jaw. Mimo to bohaterka „Przepisu na łapanie motyli” nie boi się zaryzykować. Romans, burzliwy choć krótki, daje jej poczucie istnienia. Budzi uśpione dotąd pragnienia i potrzeby, dzięki którym znów może poczuć się nie tylko kobietą, ale człowiekiem po prostu.
Jednak od pewnego czasu czuła, że szło ku lepszemu, że coś zaczynało się zmieniać. Mogłaby nawet nieśmiało powiedzieć, że powoli zaczynała odczuwać (a więc odzyskiwać?) własną podmiotowość, nawet jeżeli działo się z to z perspektywy osiedlowego podwórka. Mówiąc wprost, wydawało jej się że poprzez intensywne chodzenie, zadawanie sobie cierpień
i narzucanie wysiłku stawała się nie tyle utrudzonym piechurem, kobietą chcącą dożyć później starości, ile samonapędzającym się i samowystarczalnym organizmem, który wiedział, co było mu potrzebne do życia. Ta nowa i dość zaskakująca dla niej wiedza, dawała jej także okazję do myślenia o jakimś nowym planie na przyszłość, co do której straciła ostatnio złudzenia. Zdarzało się nawet, że oglądała zdjęcia Madonny, myśląc, czy nie mogłaby jej dorównać, a więc mieć podobną sylwetkę i bicepsy zamiast przedramienia zdradzającego już pewne flaczenie.
Ewelina dla świata zewnętrznego po prostu nie istnieje. Jej rówieśniczek nie ma w sferze publicznej:
w filmach, książkach, reklamach czy wiadomościach. No, chyba że chodzi o odegranie roli dobrodusznej babci zabierającej wnuki do ZOO, albo „staruszki” polecającej lek na reumatyzm. Nikt nie mówi o ich seksualności, atrakcyjności, potrzebie akceptacji i realizacji, uznając a priori że te obszary są już dla nich niedostępne. Ewa Zadara tematem poruszonym w swojej książce zwraca więc uwagę na zjawisko marginalizacji kobiet w wieku przekwitania, które możemy obserwować w naszym kraju praktycznie na każdym kroku. Możemy ale nie chcemy, stosując starą, sprawdzoną zasadę, że jeśli czegoś nie widać, to po prostu tego nie ma. Nic bardziej mylnego. Z tego punktu widzenia książka potrzebna i ważna, i to nie tylko dla czytelniczek utożsamiających się z główną bohaterką, ale przede wszystkim dla ich otoczenia.
Tym bardziej szkoda, że w ostatecznym rachunku czegoś tej książce brakuje. Pomysłu jak dalej pociągnąć losy Eweliny, polotu w narracji i konstruowaniu dialogów. Momentami zdarza się autorce (ustami bohaterki) zbytnio filozofować, niestety na dość płytkim poziomie, co może wywoływać irytację bądź znużenie (niepotrzebne skreślić) czytelnika. Innym razem razi zbytni kolokwializm przemyśleń: Miałam jakąś traumę, czy co?/ Wszyscy popełnialiśmy jakieś harakiri lecz każdy na swoją modłę. Na domiar złego zdarzają się i banału pokroju: Kobieta w okienku telewizora, trochę młodsza od niej, miała pięknie wymodelowaną twarz i śliczne białe zęby. Niczym perły wyłowione z głębin oceanu.
Nic to jednak dla osób, które chciałyby zainspirować się postacią Eweliny i udowodnić, że „prawdziwe życie zaczyna się po pięćdziesiątce”. Zatem do dzieła!