Swoją przygodę z literaturą dla młodzieży zakończyłam już jakiś czas temu; niedoścignioną mistrzynią tego tematu pozostaje dla mnie Małgorzata Musierowicz i przyznam się, że gdyby ktoś powiedział mi, że jako stetryczała trzydziestoparolatka po raz kolejny będę się zaczytawała tego typu literaturą, to rzuciłabym mu co najmniej wymowne spojrzenie, prawdopodobnie okraszając je też stosownym gestem bądź prychnięciem.
Po lekturze „Prawa pierwszych połączeń” wypada mi jedynie przyznać się do tego, jak bardzo się pomyliłam.
Książka opowiada o grupie młodych ludzi, którzy poznają się przy okazji obozu językowego, i którzy, jak przystało szanującym się nastolatkom, przeżywają całą gamę uczuć z pierwszą miłością na czele, zdobywają całą masę nowych doświadczenia i testują, na ile mogą przekroczyć granice. Niby nic, niby wszyscy to znamy, bo każdy z nas kiedyś tam był, niejeden autor wałkował temat, ale jakże przyjemnie się czyta.
Ku swojemu ogromnemu zdziwieniu – polecam. Młodszym i tym trochę starszym (rocznikiem, nie duchem!) też.