"Podróż", Ida Fink, WAB 2012
Tytuł wieszczy, choć – nie złowieszczy. Mimo że powieść ta jest o Zagładzie (Żydów i Żydówek). I nie żadna to nowość księgarska: jako temat (bo wiele o tym książek napisano i jeszcze się napisze) oraz jako publikacja (ponieważ jest to wznowienie wydanej w 1990 roku książki).
Ida Fink, autorka i – jakoś nieodwołalnie – narratorka tej powieści, zmarła w zeszłym roku; śmierć pisarza/pisarki to (może być) ważny moment, dobry do ponownego zajęcia się danym autorem lub daną autorką. A z Idą Fink rzecz niebagatelna: Żydówka, pisząca prozę, zaczynająca jednak pisać późno i długo po wojnie (kilkadziesiąt lat po 1945 r.!). Żydówka z II Rzeczpospolitej Polskiej (urodzona w Zbarażu), powojenna mieszkanka państwa Izrael, pisarka autobiograficzna, chociażby matka, córka i, co tutaj bardzo ważne, siostra. Pisząca, jak czytam w dedykacji, dla Miri (córki) i Heleny (siostry). Istniejąca również na obecnych w książce fotografiach.
Żeby więc nie zapomnieć pisarki, tej powieści i Zagłady, wydawnictwo W.A.B. przygotowało dla czytelników i czytelniczek Podróż. To książka o podróżowaniu różnorakim: o ucieczkach, o pociągach, o ukrywaniu się, o szukaniu: siebie i nadziei. Autobiograficzna proza Żydówki o czasach II wojny światowej to mieszanina lęków, niesprawiedliwości i oszustw, szukająca jednak ocalenia i to ocalenia zupełnie niezwykłego, choć na tak zwyczajne wyglądającego: ocalenia w byciu razem, zwłaszcza ze swoją siostrą.
Jak można się domyślić, to nie jest łatwa, szybka lektura; ale też, co niezmiernie ważne, ona nie przygnębia, nie zostawia (mnie nie zostawiła) z poczuciem beznadziei. Ona właśnie wszędzie szuka nadziei, wbrew – wydawać by się mogło – rozumowi, wbrew okrucieństwom i prawu (nazistowskiemu).
A historia jest niebywała: dwie Żydówki z Polski (w nazistowskiej ideologii istoty przeznaczone do zniszczenia), które uciekły z getta i ukrywały się pod podłogą pewnego domu, postanowiły wyjechać na roboty do Niemiec. Tak, do Rzeszy Niemieckiej właśnie, do tego źródła hitleryzmu i nazizmu. Udawało im się, w przedziwny (jakby) sposób przechytrzyć rozmaitych urzędników, policjantów i trafiły pociągami (najpierw) do niemieckiej fabryki w Zagłębiu Ruhry (a na niej się zaledwie zaczęło). A co ciekawe, te dwie siostry nie były jedynymi Żydówkami w fabryce, w której pracowały także inne Słowianki (z Polski, Ukrainy, Litwy, itd.). Niesamowita sprawa: wyjechać tam, gdzie śmierć najłatwiejsza, najbliższa, gdzie machina śmierci ma swoje (bijące) źródło.
Oto, jak przechytrzyć los! Z powodzeniem, choć nie z łatwością i nie bez komplikacji. Jak – także i przede wszystkim – przechytrzyć zło. Zło banalne, głupie, bezsensowne – jak się okazuje. Rysy niearyjskie to blaga, skoro Żydówki o jasnej karnacji są podobne do Niemek, a południowe Niemki mają czarne włosy jak ponoć Żydówki właśnie.
To książka ważna (jak inne, pozagładowe teksty Idy Fink), bo daje świadectwo o przeżyciach Żydów, Żydówek, bo obnaża bezlitośnie nonsens ideologii nazistowskiej i, co bardzo istotne, nienawiści tak w ogóle. A tak poza tym daje dowód miłości (siostrzanej, rodzinnej, przyjacielskiej i życzliwej). Mówi dobitnie i pewnie o sensie i potrzebie bycia we wspólnocie, razem z innymi. Hołubi serdeczność. Ceni miłe kontakty międzyludzkie. Jest przeciw osamotnieniu, także w świecie zła, w świecie niezrozumiałym (bo zrozumieć go się nie da).
Pokazuje także, że (jakakolwiek!) nienawiść i wrogość są zbyt łatwe, nieprzemyślane, nierzadko automatyczne. Żydówek nienawidziły też Polki, ale dlaczego? Czy Żydówki (z)robiły Polkom coś złego, czy dokuczały im, czy utrudniały Polkom cokolwiek? Bynajmniej. Owe Polki (niektóre, nie można przecież uogólniać) cieszyły się, że Hitler nastał w tej erze wojennej, bo pozbędzie się Żydów. Cieszyły się głupio, bo argumentów na tę radość nie było i nie ma. O tym (między innymi) jest Podróż właśnie.
To historia Żydówek (etnicznie wykluczonych, wybranych, naznaczonych), ale także, co nie ulega wątpliwości, historia kogokolwiek i wszystkich. Rozciąga się nad całym światem, nad wszystkimi czasami: uniwersalna, prawdziwa, nie do zdarcia lub zatarcia w pamięci. Ma moc: tu wszystko dzieje się wbrew rzeczywistości pełnej zła, mimo że to działania niezwykle trudne, bolesne, z czyhającą na każdym kroku śmiercią.
Główna bohaterka to czasem narratorka, „ja”, innym razem – to ktoś opowiadany (w trzeciej osobie), postać w książce opisywana z dystansem (‘ona zrobiła’, ‘ona pomyślała’). Dlaczego i kiedy tak? Nie mogę zdradzić tej tajemnicy, tak jak bohaterki książki (i życia, i tamtych czasów) swoich różnych tajemnic zdradzić by nie mogły. Raczej suchy, rzeczowy język, taki realistyczny, wiernie nadążający za rzeczywistością ma jednak, mimo wszystko (bo w Podróży jednak tak wiele jest mimo, wbrew, na przekór) magię. Magię kojenia, magię ratowania: na zawsze. Powieść zaczyna się tak: Stojąc w oknie, pomyślała: niech spadnie gwiazda. Była przesądna, wszyscy wtedy byli przesądni, każdy na swój własny, sobie tylko znany sposób.
Zaklinać więc literaturę i siebie, żeby przeżyć. Zaklinać cały świat, żeby podróżować, a nie tylko uciekać. Bo ucieka się skądś dokądś, z wpisaną w ucieczkę (jakąkolwiek) konieczność zostawiania. A podróż to migrowanie, odwiedzanie, to poznanie: świata i siebie właśnie. Podróż daje nadzieję, niewątpliwie. Warto wziąć ją sobie (do ręki, by przeczytać i do serca, by wiedzieć i nigdy nie zapomnieć).
Zuzanna Kołupajło