Piękna pani i brzydki pan. Magdalena Samozwaniec. W.A.B 2013
Poczucie humoru jest jak moda. W każdej epoce zmienia się i ewoluuje, ale w gruncie rzeczy zawsze można w nich znaleźć jakiś wspólny mianownik. Tego właśnie pierwiastka szukała Magdalena Samozwaniec, nazywana „pierwszą damą polskiej satyry”. Mało kto wie, że ta obdarzona niezwykłym poczuciem humoru i dystansem do siebie innych pisarka była córką znanego malarza Wojciecha Kossaka i siostrą Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Być może właśnie dlatego, przyćmiona tak wielkimi nazwiskami, sama całe życie pozostawała niejako w ich cieniu. Nie zmienia to faktu, że jej „Piękna Pani i brzydki Pan” to książka, która jest żywym dowodem na to, że ludzie w XIX wieku wcale nie byli poważniejsi czy bardziej dystyngowani niż współcześnie. Wręcz przeciwnie. Potrafili żartować i śmiać się dokładnie z tego samego, z czego my sami dworujemy i dziś.
Zosia spędza lato nad polskim morzem w jednej z miejscowości helskich. Ma dużo wolnego czasu więc w niedługi czas po przyjeździe zdążyła już napisać trzy listy do „kraju”, każdy innej treści. List do matki: „Droga Mamo! Nudzę się jak mops. W nocy łapię muchy, a w dzień śpię na piasku. Tylko niebo uważa tutaj, że „kobiety są jak kwiaty: i podlewa je co dzień rzęsiście. Jako towarzystwo mam kilka pań, które odznaczają się jakimiś psimi ruchami, ponieważ wciąż jedna drugą łapie za suknię, szarpie za rękaw lub ciągnie za brzeg kurtki. – A z czego to? A skąd? A gdzie? – pytają się, badając gatunek materiału. Nie wiem dla kogo się te wszystkie biedactwa tak stroją, bo przecież tutejsi panowie nie zwracają na nie uwagi. Kiedyś ucieszyłam się bardzo, bo jakiś piękny młodzieniec w tureckim fezie nastawił na mnie swój aparat fotograficzny. Nareszcie ktoś się na mnie poznał – pomyślałam z ulgą. Po dokonaniu zdjęcia, ku mojemu zdumieniu, uroczy Turek wręczył mi kartkę i poprosił mnie uprzejmie o pięćdziesiąt groszy (Tylko proszę Cię, nie opowiadaj tego nikomu!) Tak się bałaś, że mnie mężczyźni będą zaczepiali i rzeczywiście zaczepiają mnie, ale jak!
Właśnie dlatego, lekkie i niezobowiązujące pióro Samozwaniec może okazać się miłą odskocznią i alternatywą dla innych, znacznie poważniejszych propozycji tej epoki. A już na pewno okaże się strzałem w dziesiątkę dla tych, których miniony wiek inspiruje i zachwyca. I, wbrew pozorom, nie mam tu wcale na myśli wyłącznie współczesnych dziewcząt na pensji i panien na wydaniu, dla których czasy gorsetów, krynolin i pantofelków nieodłącznie kojarzą się ze stylem, delikatnością i romantyzmem. Jak sugeruje już sam tytuł tej książki, autorka wcale nie miała zamiaru powielać tych mitów, a jej cięte i ostre jak brzytwa riposty można porównać do wielu podobnych, dzisiejszych. Takich jak choćby napis „Jestem zajęta a Ty brzydki” na kubku, który miałam ostatnio okazję podziwiać z nieukrywanym zachwytem w dłoniach naprawdę bardzo współczesnej damy.
Anna Solak