"Niemra", Arkadiusz Pacholski, Prószyński i S-ka 2011
Dorota Paleń – młoda, energiczna Polka odwagą dorównująca niejednemu bohaterowi narodowemu; Gregorius – nowy właściciel dawniej polskiego antykwariatu, folksdojcz sam niepewny swej właściwej narodowości; profesor Łubnin – człowiek szeroko wykształcony, miłośnik książek i nauczyciel języka rosyjskiego; Wadim – bratanek profesora, żołnierz oddziałów pomocniczych generała Własowa, oficjalnie walczących po stronie III Rzeszy; Gołdyń - kontrowersyjny artysta – malarz, wielbiciel dobrych alkoholi i pięknych kobiet; Romka – olśniewająca urodą Żydówka, która ginie w niewyjaśnionych okolicznościach, po śmierci obciążając więcej sumień niż tylko sumienie swego zabójcy oraz Topór, Biedronka i Zasuń – członkowie konspiracji i lokalnego podziemia. Co łączy ich wszystkich? Gdyby nie wojna, pewnie nie mieliby ze sobą wiele wspólnego. Nic, ponad mieszkanie w jednym mieście, zwykłe sąsiedztwo, znajomość ze spotkań towarzyskich, pracy czy szkoły. Okoliczności w jakich rzuciły ich zawirowania historii wykraczają niekiedy poza naszą wyobraźnię. Skłaniają, czasem wręcz zmuszają do przedefiniowania wcześniej wypracowanych zasad i wartości. Stawiają przed wyborami, jakich nikt z nas nie chciałby dokonywać osobiście. Ukazują zjawiska, które na samą myśl o doświadczaniu ich na własnej skórze przyprawiają o dreszcze. W tamtym miejscu i w tamtym czasie nie tylko ludzie, ale nawet miłość została pozbawiona prawa do wolności, a odwaga często kosztowała życie.
Arkadiusz Pacholski dokonał rzeczy niezwykłej. Napisał książkę o okresie wojny, w którym w skomplikowany i zawiły sposób splatają się ludzkie życiorysy. Ile podobnych prób podjęto? Trudno policzyć. Bardziej lub mniej udane, zawsze próbowały oddać atmosferę tamtych czasów, klimat epoki. Z różnym skutkiem. Tym razem jednak śmiało mogę potwierdzić, że autor osiągnął zamierzony cel. Niemrę czyta się tak, jak gdyby słuchało się wspomnień własnej babci czy dziadka. Kogoś bliskiego, kto nieszczęśliwie urodził się i żył w ówczesnym piekle na ziemi. Całość ani na chwilę nie przestaje być wiarygodna, wciąga już od pierwszych zdań i nie pozostawia spokojnym do samego końca. Narracja toczy się wartkim strumieniem, prowadzona w sposób inteligentny i niebanalny: Przekraczając wówczas próg, czuł się jak złodziej. Najgorsze było wyczuwalne jeszcze w mieszkaniu ciepło czyjejś niedawnej obecności. W wazonie w jadalni przykuwały wzrok wciąż żywe, ogromne chryzantemy. Na secesyjnej popielniczce w salonie leżał popiół i długi niedopałek cygara. Na stole w kuchni stał fajansowy kubek z niedopitą herbatą. Polaka wraz z bliskimi wysiedlono dosłownie w ciągu godziny, pozwalając każdemu członkowi rodziny zabrać po jednej walizce. Co oni tam mogli zabrać? Trochę bielizny, ręczników, ciepłych ubrań, parę rodzinnych pamiątek. Nie wolno im było wziąć nawet niewielkich precjozów, takich jak srebrna cukiernica czy komplet posrebrzanych łyżeczek. To wszystko należało już do Rzeszy. Więc po Wilmowskich została cała reszta: pierzyny, poduszki, szlafroki, obrusy, garnitury, suknie, kapelusze, zastawy, rodzinne fotografie i niezliczone mnóstwo przeróżnych bibelotów. Omal go nie zemdliło, kiedy to wszystko zobaczył. Jak to? Miał spać w tych pierzynach, pachnących jeszcze ludźmi, którzy przykrywali się nimi przez całe lata?
Nieprzypadkowo powieść otwiera cytat z Dżumy Alberta Camusa: Najlepszy sposób na poznanie miasta to podpatrzyć, jak się tam pracuje, jak kocha i jak umiera. Prócz barwnie odmalowanego tła historycznego ( w tym miejscu zasłużone brawa za opisy przedwojennego Kalisza), mamy tutaj także szereg uzupełniających się wątków, w tym wątek kryminalny, obyczajowy, a nawet miłosny. Sprawa niezbadanego morderstwa polskiej Żydówki, której ciało zostaje ukryte w (i tu spory problem, które słowo w najbardziej odpowiedni sposób może oddać istotę rzeczy, nie zdradzając przy tym samej treści)… hańbiącym miejscu, to tylko jedna ze spraw na pograniczu etyki i moralności. Tradycyjne pytanie „kto zabił?” traci tu na wartości i nie pali już tak bardzo w świecie, w którym śmierć jest na porządku dziennym. Są tacy, którym wręcz spowszedniała. Nie Dorocie. To właśnie ona, pretendując do miana głównej bohaterki powieści, łączy swoją osobą wszystkie poboczne życiorysy, nie mniej dramatyczne i kruche. I to właśnie ją, niezłomną i piękną pod każdym względem zapamiętuje się najbardziej, zadając sobie przy tym pytanie: czy gdybym sam/sama znalazła się w tak trudnych okolicznościach potrafiłabym dokonać słusznego wyboru? W świecie, w którym dobro i zło przenikało się niemal na każdym kroku zacierając między sobą granice, a niewłaściwa decyzja mogła być tą ostatnią, odpowiedź naprawdę przestaje być jednoznaczna…
Anna Solak