Wyobraź sobie, Drogi Czytelniku, że otrzymujesz list zza oceanu z zaproszeniem na półroczne stypendium w ojczyźnie Lincolna i Kennedego. Rozkładasz mapę pokrytą stanami, których nazwy znasz z filmów, książek i piosenek. Możesz udać się do Nowego Jorku, by eksplorować miasto Woodego Allena, możesz polecieć do słonecznej Kaliforni czy „Wietrznego miasta’’- Chicago. Autor niniejszej książki poszedł na przekór oczekiwaniom i pojechał tam, gdzie diabeł mówi dobranoc - do prowincjonalnej Nebraski. Efektem półrocznego pobytu była naukowa praca o ekspedycjach Lewisa i Clarka oraz wyprawie von Humboldta. To jednak nie wszystko - na półki dobrych księgarń trafił pierwszy tom pełnego obserwacji dziennika.
Białas, profesor nauk humanistycznych i anglista od początku pobytu opisuje z inteligentnym humorem swoje starania, by zdobyć własny kąt i typowe, amerykańskie auto pożerające 30 litrów na setkę. Przejściowy pokoik nawiedzany przez zakonnice-samobójczynię („Powiesiła się w habicie?”) zamienia na przyzwoite lokum. Stopniowo nabywa kolejne, niezbędne sprzęty ( „Dorobiłem się noża, widelca i kolejnej łyżeczki. Jestem krezusem”). Do tego nieśmiało integruje się z gronem profesorskim, odkrywając, że rozmowy z lokalną elitą nie przypominają wcale intelektualnych dysput rodem z filmów Allena. („Jonis Agee, pisarka z Lincoln, powiedziała mi, że jestem przystojny. Jak widać tubylcza ludność nie jest pozbawiona poczucia humoru.”). Wreszcie Białas wzorowo zdaje amerykańskie prawo jazdy i wyrusza na iście amerykańską wyprawę wzdłuż i wszerz prowincjonalnych Stanów Zjednoczonych. Obserwacje codziennego życia wzbogacone są o analizę XIX-wiecznych kronik podróżniczych. Wszystko to podlane błyskotliwym humorem i okraszone ironicznym dystansem.
W dzisiejszej gazecie wynotowano około stu grup wsparcia działających w mieście, z adresami i telefonami, jeśli ktoś potrzebuje. Są grupy pomagające ludziom z chorobami nowotworowymi. Są grupy pomagające kompulsywnym hazardzistom i alkoholikom. Ale są i takie: grupa wsparcia osób z zespołem niespokojnych nóg w obrębie wielkiej Omaha, grupa wsparcia rodziców, których córki są lesbijkami, grupa wsparcia osób pogrążonych w żałobie po ukochanych zwierzętach. U nas ludzie się tak nie wspierają.
W ciągu ostatniej dekady literatura non-fiction całkiem słusznie wywalczyła sobie należyte miejsce na wystawach księgarń i kulturalnych salonów z książką, płytą i formą do wypiekania babeczek. Książka Nebraska wydana nakładem MG, kojarzonego raczej z edycją klasyków literatury, może na pierwszy rzut oka przegrać w starciu z wypieszczonymi estetycznie reportażami i dziennikami z czołowych, specjalistycznych wydawnictw. Konia z rzędem jednak temu, kto nie ominie tej niewątpliwej perełki. Polecam Nebraskę każdemu, kogo wciąż fascynuje Ameryka - zarówno ta wielka spod znaku drapaczy chmur, jak i ta bardziej prowincjonalna. Jakkolwiek niepoprawnie to zabrzmi - będzie mi brakowało Białasa w Ameryce.