"Myszy i ludzie", John Steinbeck, Prószyński i S-ka 2012
Bardzo dobry pisarz potrafi poświęcić kawał swojego życia, by dać światu rewelacyjną powieść – wielką nie tylko jeśli chodzi o treść, ale również objętość. Autor, z ćwiczoną latami precyzją, tka skomplikowaną sieć wzajemnych powiązań zachodzących między wymyślonymi przez siebie postaciami, nie pozostawiając miejsca na przypadek. Odbiorca takiego dzieła powoli zanurza się w lekturze, z każdą przerzuconą kartką nabierając podziwu dla tego, kto włożył tyle wysiłku w skonstruowanie tak skomplikowanej, mądrej i wielowątkowej historii.
Steinbeck nie był bardzo dobrym, lecz wybitnym pisarzem i do oczarowania czytelnika wystarczyło mu nieco ponad sto stron, czego najlepszym dowodem jest wznowiona przez wydawnictwo Prószyński i S-ka książka „Myszy i ludzie”.
Lata 30. XX wieku. George Milton i Lennie Small przemierzają Stany Zjednoczone w poszukiwaniu pracy. Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, iż obaj przyjaciele są tacy sami, jak reszta bezdomnych i samotnych nieudaczników wędrujących od miasteczka do miasteczka, byle tylko gdzieś się zaczepić chociaż na pół roku i dorobić parę dolarów. Albowiem George ma Lenniego, a Lennie ma Georga i to właśnie wzajemne wspieranie się, na dobre, czy na złe, czyni ten duet takim niezwykłym. Jasne, Lennie'mu – olbrzymowi o wielkim sercu i małym rozumku – zdarzy się od czasu do czasu wplątać w tarapaty, ale George nigdy nie traci zimnej krwi i pomaga swemu druhowi wyjść z najgorszych opresji.
„Myszy i ludzie” to chyba jedna z nielicznych wydanych w Polsce powieści, której opis na ostatniej stronie jest prawie w stu procentach zgodny z rzeczywistością. Piękna historia wspaniałej przyjaźni i poświęcenia? Zgadza się. Opowieść o skomplikowanych relacjach, ludzkich tęsknotach i marzeniach? Zdecydowanie. Bohaterami swej książki Steinbeck uczynił ludzi przegranych: niektórzy– jak czarnoskóry Crooks – są świadomi kruchości i marności własnej egzystencji, inni zaś wciąż naiwnie sądzą, iż ich los kiedyś w końcu się odmieni. George teoretycznie zalicza się do tej drugiej grupy, jednak gdy przyjdzie nam lepiej poznać pana Miltona, zrozumiemy, iż w rzeczywistości jest on o krok od porzucenia wiary w lepsze jutro. Gdy mężczyzna snuje opowieść o wymarzonej farmie, na której wraz Lennie’m mieliby spędzić w szczęściu resztę swych dni, czuć w tej historii fałsz. I tylko przez wzgląd na swego przyjaciela George zachowuje jeszcze pozory walki. Przy takiej interpretacji należy uznać, iż postać Lennie’go Smalla wcale nie ma na celu wywołania w odbiorcy dzieła Steinbecka oburzenia na brak współczucia i zrozumienia osób pojawiających się w książce wobec niepełnosprawnego umysłowo mężczyzny, lecz jest ostatnią nadzieją dla Miltona, który, musząc przez cały czas opiekować się nieporadnym druhem, zmuszony jest do dalszego starania się o poprawę ich losu. Uwierzcie mi, wątek ten – stanowiący lwią część „Myszy i ludzi” – napisany jest przez autora w sposób perfekcyjny. Minimum słów, maksimum treści, potężny, emocjonalny cios w twarz czytelnika.
Warto w tym miejscu przytoczyć fragment wiersza „Do myszy” Roberta Brunsa, z którego to utworu John Steinbeck zaczerpnął tytuł swej powieści:
"Najmędrsze plany myszy, ludzi krzyżuje los
i nie zostaje nic po trudzie prócz żalu, trosk."*
Jak więc widzicie moi drodzy, po lekturze „Myszy i ludzi” na pewno nie należy spodziewać się budujących i dających nadzieję obrazów. Mimo to zdecydowanie polecam i doradzam udanie się niezwłocznie do księgarni – posmućcie się przy wielkiej małej książce.
Michał Smyk
*Wiersz w przekładzie Zofii Kierszys