Michał Gołkowski znany już jako autor książek w postapokaliptycznym klimacie oraz osadzonych w realiach stalkerowskich tym razem wziął na warsztat okres zmian ustrojowych w Polsce. Cóż takiego zmieniło się po dosyć charakterystycznym Sztywnym czy świetnym Komorniku aby autor dokonywał takiego przeskoku tematycznego? Fanów Gołkowskiego uspokajam – absolutnie nic. Co prawda w Moskalu nikt nie musi zmagać się z popromiennymi abominacjami, a jedynie z brudami biznesu i polityki, to Gołkowski zachowuje swój styl bez najmniejszego uszczerbku.
Książkę należy traktować raczej jako powieść kryminalną niż fantastyczną. Właściwie jedynym fantastycznym elementem jaki pojawia się w Moskalu jest pewne wieczne pióro, od którego to zakupu przez głównego bohatera rozpoczyna się fabuła. Pióro i jego nadprzyrodzone właściwości stanowią co prawda oś historii, jaką serwuje nam Gołkowski, a domysły co do tożsamości jego właściciela towarzyszą czytelnikowi przez większość czasu, to jednak Moskal jest historią tego, co władza jest w stanie zrobić z każdym człowiekiem. W trakcie lektury Moskala łatwo nasuwają się skojarzenia oraz podobieństwa do House of cards Michaela Dobbsa, zarówno pod kątem tematyki, zachowań bohaterów, ale także formuły „wypowiedzi” pióra, które przywodzą na myśl fragmenty wewnętrznych przemyśleń Francisa Urquharta.
Postać głównego bohatera Moskala jest bardzo dobrze napisana, pokazuje jak zwykły człowiek mierzy się z zyskiwaniem władzy i pieniędzy i do czego mogą one doprowadzić. Niestety, postaci drugoplanowe (poza drobnymi wyjątkami) napisane są raczej lakonicznie – a szkoda. Książka podzielona jest na dwa etapy życia i zmian w sylwetce głównego bohatera. Pierwszy czyta się jednym tchem, jednak w drugiej części zdecydowanie odczuwalny jest spadek tempa oraz rozwoju fabuły. Moskal to kolejny przykład na wyrównany poziom twórczości Gołkowskiego – kto jeszcze nie zapoznał się z tym autorem, powinien wykorzystać okazję i przeczytać Moskala