Listy niezapomniane. Shaun Usher. Sine Qua Non 2015
Jaki charakter pisma miał Elvis Presley? Co Mahatma Gandhi chciał powiedzieć Adolfowi Hitlerowi na temat światowego pokoju w liście, którego ten ostatni nigdy nie dostał? O co prosił 14-letni Fidel Castro w liście do prezydenta Roosevelta? Jak wyglądała aplikacja Leonarda da Vinci szukającego pracy? Jakimi słowami Virginia Woolf żegnała się z mężem w notatce pozostawionej mu tuż przed śmiercią? Co i komu chciał przekazać człowiek, który w XIV w. p.n.e zapisał coś na korze brzozy...?
Tego wszystkiego (i znacznie, znacznie więcej) dowiecie się z pierwszej z dwóch planowanych części „Listów niezapomnianych” – książce, która w niezwykły sposób przybliża blaski i cienie czasów, które bezpowrotnie minęły. Po pierwsze dzięki temu, że opisywane w nich myśli, problemy i sprawy niezaprzeczalnie należą już do przeszłości, po drugie – dlatego, że w czasach powszechnej cyfryzacji trudno wyobrazić sobie powrót do sztuki ręcznego pisania listów, adresowania kopert i naklejania znaczków. Wielka szkoda.
„Drogi Redaktorze,
mam osiem lat. Niektórzy moi koledzy i koleżanki mówią, że nie ma Świętego Mikołaja. Tata mówi: „Jak piszą o nim w Sun, to znaczy, że jest”. Proszę powiedzieć mi prawdę, czy święty Mikołaj jest, czy nie?”
Tak wyglądał krótki list wysłany w 1897 roku przez 8-letnią Virginię O’Hanlon do redaktora nieistniejącego już nowojorskiego magazynu „The Sun”, Francisa P. Churcha. Do dziś jest to najczęściej cytowany i przedrukowywany artykuł w historii anglojęzycznej prasy.
Inny, nakreślony pospiesznie, z dużą ilością błędów ortograficznych i dołączoną w paczce ludzką nerką (!), przez siejącego postrach w XIX-wiecznym Londynie słynnego „Kubę Rozpruwacza” wyglądał tak:
„Z piekła.
Pan Lusk.
Panje, przesyłam ci puł nerki z kobiety com jom zachował bo kawałek usmażyłem i zjadłem bardzo była szmaczna. Jakbyś nieco poczekał dłużej tobym ci też wysłał nuż co nim ją wyjołem. Podpisane
Złap mnie jak umiesz
Panje Lusk”
Przerażające, prawda? Na szczęście w tej niezwykłej epistolarnej antologii znajdziemy tyleż samo okrutnych, co dających ciepło i nadzieję historii. Co ciekawe, opisanych nie tylko przez „największych tego świata”, ale i osoby kompletnie anonimowe, które również piszą o rzeczach poruszających i ważnych. Tak bardzo, że nie sposób wyobrazić sobie ich braku w tej książce. Mam tu na myśli m.in. list młodego żołnierza amerykańskiej armii Eddiego Slovika, który prosi generała Dwighta D. Eisenhowera (przyszłego prezydenta) o wybaczenie swojej dezercji, albo gorączkowe zapiski chorej na schizofrenię 30-letniej matki dwójki dzieci Emmy Hauck, która w liście do męża błaga go o ratunek niekończącym się ciągiem słów: „przyjdź, przyjdź, przyjdź”.
Niewątpliwą zaletą tej niezwykłej książki jest również i to, że prezentowane tu listy nigdy nie pozostają pozostawione same sobie. Wydawca i autor zadbali o to, by obok publikowanych treści, prócz kontekstu i nazwisk nadawców i odbiorców, znalazły się również zdjęcia samych listów. Widok drobnego, ozdobnego pisma Karola Darwina albo podpisu Ludwika van Beethovena - bezcenny! W niektórych przypadkach znajdziemy tu nawet zdjęcia piszących, na przykład ciepłą, rodzinną fotografię prezydenta USA Ronalda Reagana czy majestatyczny portret Jermaina Loguena – czarnoskórego niewolnika, który uciekł od swego pana, by osiedlić się w Nowym Jorku, gdzie założył rodzinę i do końca swych dni walczył o równouprawnienie obywateli Ameryki. Jednym słowem – historia powszechna w pigułce, ukazana w najbardziej ludzki z możliwych sposobów i wciągająca bez reszty. Także i dlatego, że „łamiąc” tajemnicę korespondencji w pewien sposób podglądamy prywatne życie innych. A przecież wszyscy lubimy podglądać, prawda?
Anna Solak