Kobiety, Charles Bukowski, Noir sur Blanc
Seksistowski cham? Pornografoman? Prosta literatura, czy raczej pisarz z prostym i nie przekłamanym podejściem do życia i tworzenia? Nie stroniący od alkoholu i kobiet, zwłaszcza tych najgorszego gatunku. Pomimo skrajnej nieatrakcyjności, nałogów i podeszłego wieku one także go nie unikały. Wręcz przeciwnie: pojawiały się niespodziewanie na jego drodze i w jego łóżku, i jeszcze szybciej stamtąd znikały. Więcej miał w sobie z zapijaczonego i zgorzkniałego satyra, niż literackiego Casanovy. Charles Bukowski, a właściwie jego literackie alter ego – Henry Chinaski i jego „Kobiety”.
„Miałem pięćdziesiątkę na karku i od czterech lat nie byłem w łóżku z kobietą. Nie miałem żadnych przyjaciółek. Kobiety widywałem jedynie na ulicy lub w innych miejscach publicznych, lecz patrzyłem na nie bez pożądania, z poczuciem, że nic z tego nie będzie. Onanizowałem się regularnie, ale myśl o jakimś związku z kobietą — nawet nie opartym na seksie — była mi obca. (…) Tylko raz w życiu byłem zakochany. Moja miłość zmarła z powodu przewlekłego alkoholizmu w wieku 48 lat. Ja miałem wtedy 38. Moja żona była ode mnie o 12 lat młodsza. Chyba też już nie żyje, chociaż nie mam pewności. Przez sześć lat po rozwodzie pisywała do mnie długie listy na Boże Narodzenie. Nigdy jej nie odpisałem.”
Kobiety. Dla Chinaskiego to tylko biust, tyłek, nogi i to co pomiędzy nimi. Służą mu jako materiał do kopulacji i swoistych „badań” literackich. Jak sam stwierdza kobiety jest w stanie poznać, a później ponownie wykorzystać jako wzory postaci swoich powieści, tylko sypiając z nimi. Dlatego przez ponad 400 stron „Kobiet” poznaje je dogłębnie, cieleśnie i bez znieczulenia. Prosto i brutalnie, wulgarnie, nie siląc się na uczucia czy jakąkolwiek delikatność. Czy kobiety, które przewijają się przez strony powieści i sypialnię Chinaskiego po prostu na to nie zasługują? A może wprost przeciwnie, on daje im prawo i okazję do uwolnienia się od ciążącego na nich wizerunku i wymagań? U Bukowskiego mogą być wulgarne i wymagające, nie dbać o uczucia, konwenanse, społeczne ograniczenia, czy narzuconą im moralność, a jedynie o własną przyjemność.
Pojawiają się na chwilę na pierwszym planie łóżka naszego bohatera. Epizodyczne postacie i akty seksualne: scena – seks - następna. Co rozdział (albo i częściej) pojawia się kolejna. W pewnym momencie zaczęłam się nawet zastanawiać, czy te wszystkie kobiety i towarzyszące im dziwne okoliczności nie są jedynie wytworem pijanej wyobraźni pisarza. Za dużo tu alkoholu, za dużo kobiet. Henry nie ma czasu na refleksje, i chęci na szukanie w tym wszystkim jakiegoś sensu. Są tylko opisy: jaka była, jakie miała, jak ją brał. Przy tym wszystkim nie wysila się na jakiekolwiek emocje, poza czystym, pierwotnym pożądaniem. A pisze tak jak uprawia seks: prosto, brutalnie i samolubnie. Bez sentymentów i upiększeń, za to z dużą dokładnością co do szczegółów swoich seksualnych przygód. Także tych nie do końca udanych ze względu na nadużywanie alkoholu. To właśnie alkohol i kobiety wypełniają jego życie i tę powieść. Czasem pomiędzy nimi trafiają się jakieś refleksje dotyczące sensu życia, a raczej jego braku.
„Pociągają mnie nie te rzeczy, co trzeba: lubię pić, jestem leniwy, nie mam boga, polityki, idei ani zasad. Jestem mocno osadzony w nicości, w swego rodzaju niebycie, i akceptuję to w pełni. Nie czyni to ze mnie osoby zbyt interesującej. Nie chcę być interesujący, to zbyt trudne. Pragnę jedynie miękkiej, mglistej przestrzeni, w której mogę żyć, i jeszcze żeby zostawiono mnie w spokoju.”
W jednej z łóżkowych rozmów Chinaski stwierdza, że w swoich powieściach fotografuje rzeczywistość. Dodałabym, że z niezwykle brutalną i ordynarną precyzją. Momentami miałam wrażenie, że pozbawioną jakiegoś głębszego przekazu. Czy naprawdę udaje mu się stworzyć portrety kobiet? A może są one tylko tłem dla niego samego? Wypełniają pustą przestrzeń w kadrach jego życia. Przewijające się dni, sceny i kobiety. Wszystkie podobne do siebie, tak naprawdę czasem nie wnoszą nic do jego życia poza nowym ciałem.
„Facet potrzebuje wielu kobiet tylko wtedy, kiedy żadna z nich nie jest nic warta. Można utracić tożsamość, pieprząc się na prawo i lewo.”
Zatem jak to jest z Chinaskim i jego kobietami? Może lgną do niego tylko takie, na jakie zasługuje? Albo w tych najgorszych szuka potwierdzenia, że wszystkie są takie same? Chyba najtrafniej sam to ujął:
„Łatwo pisze się tylko o dziwkach, pisanie o wartościowej kobiecie to już nie taka prosta sprawa.”
Tak więc, przez ponad 400 stron pisze o takich kobietach, ale gdy dochodzi do tej najważniejszej po prostu kończy opowieść i spokojnie na nią czeka...
Przed sięgnięciem po „Kobiety” słyszałam różne opinie o Bukowskim. Spodziewałam się czegoś naprawdę antykobiecego, skrajnie seksistowskiego i oburzającego. Jednak chyba jestem zbyt mało „przewrażliwiona”, ponieważ nawet do wulgarnego języka, czy obscenicznej dokładności, za pomocą których Bukowski dokonuje seksualnej autopsji można po kilku stronach bez problemu się przyzwyczaić. Jego zabiegi językowe miejscami faktycznie są dość nieprzyjemne, ale nie odrzucają od czytania, ani też nie pozostają na długo w pamięci. Jednak nawet w tym pozornym „syfie” można znaleźć kilka „perełek”. Opisy hipnotyzujące swoją bezpośredniością i brutalnością wyrazu, nie pozbawione jednak pewnej perwersyjnej poetyckości. Najczęściej te, w których jednak Bukowski znudzony kobietami uchyla nam nieco ze swoich poglądów dotyczących otaczającej rzeczywistości, która go obrzydza, którą gardzi, do której wstręt znieczula alkoholem.
„Gardziłem rozwiązłością tego rodzaju, seksem typowym dla Los Angeles, Hollywood, Bel Air, Malibu, Laguna Beach. Obcy podczas pierwszego spotkania, obcy przy rozstaniu — sala gimnastyczna pełna bezimiennych ciał onanizujących się nawzajem. Ludzie pozbawieni zasad moralnych często uważają się za bardziej wyzwolonych, ale przeważnie nie potrafią nic odczuwać lub są niezdolni do miłości. Dlatego uciekają w rozwiązłość. Trupy spółkujące z trupami. W ich grach nie ma ani elementu ryzyka, ani poczucia humoru. To wielka orgia zwłok.”
Paradoksalnie więc mój największy zarzut wobec całej tej historii związany jest z jej zakończeniem. Ostatecznie jest to chyba największa podłość, jakiej Chinaski - Bukowski dopuszcza się na kobietach, ale też najlepszy dowód na to, że zna ich naturę. Ponieważ w ostatnim rozdziale pozostawia im miejsce na wiarę, że mężczyźni tacy jak on też mogą się zmienić. A to nieprawda. Pozostaną tacy sami, jak przez 400 poprzednich stron i 50 lat życia. Dlatego lepiej zostawić ich takim kobietom, na jakie zasługują, i o których z taką łatwością piszą, czy mówią.
Justyna Nafalska