12 marca 2015r. zmarł Terry Pratchett. Był to naprawdę smutny dzień dla jego fanów, w tym dla mnie osobiście. Wśród wielu pożegnań opublikowanych w tym dniu w na wielu platformach social media znalazło się również i moje. Sądzę, że wielu spośród miłośników twórczości Mistrza nie wiedziało o jego walce z chorobą. W szczególności dotyczy to tych spoza Wielkiej Brytanii. Dlatego wydanie Kiksów klawiatury było naprawdę dobrym pomysłem, ponieważ książka ta pomaga zrozumieć i pogodzić się z odejściem Pratchetta.
To co znajdziemy w Kiksach swoją formułą bardzo przypomina poprzedni zbiór tekstów Pratchetta- Mgnienie ekranu. Książka została podzielona na trzy części, a sposób w jaki to zrobiono sprawia złudzenie, że czytamy coś na kształt autobiografii lub też swego rodzaju podsumowania życia Mistrza. Głównie pierwsze dwie części stanowią ową autobiograficzną i choć przyznaję to z bólem serca, czytając można odnieść wrażenie powtarzalności. Zebrane teksty, choć opatrzone świeżym komentarzem autora, pochodzą z bardzo szerokiego przedziału czasu, w którym zostały opublikowane. Jednakże w poszczególnych częściach książki dotyczą ściśle określonych i powiązanych ze sobą tematów więc co rusz trafiamy na identyczne anegdoty czy sformułowania. Błyskotliwe i w najlepszym pratchettowskim stylu, ale mimo wszystko czytane raz po raz troszkę tracą urok. Odrobinę rozczarowuje również przedmowa Neila Gaimana. Świetna, owszem ale niestety powtórzona!
Na szczęście uciążliwość tego stanu niemalże znika wraz z końcem pierwszej części książki. Gdyby tylko część tekstów pozamieniać z tymi w Mgnieniu ekranu nie byłoby najmniejszych zastrzeżeń co do dzieła.
Poza tym małym faux pas dostajemy do ręki esencję stylu Mistrza, nie tylko w postaci samych tekstów, ale również opisu kontekstu, w jakim były one tworzone oraz świeżego komentarza autora. Pierwsza i druga część bawi do łez i daje do myślenia praktycznie przez cały czas lektury. Otrzymujemy wiele życiowych wskazówek od Pratchetta oraz dowiadujemy się o wielu szczegółach z jego życia, o których do tej pory mogliśmy nie mieć pojęcia. Jednak jest jeszcze cześć trzecia, poświęcona chorobie. Jest ona pełna gniewu i złości, lecz bez pretensji. Przedmowa Gaimana jest preludium właśnie do tego fragmentu książki. Poznajemy Mistrza od zupełnie nowej, nieoczekiwanej strony. Mamy okazję choć po części poznać to w jaki sposób walczył z chorobą oraz jak stał się działaczem na rzecz legalizacji eutanazji. Dla zagorzałych fanów przeczytanie tych kilku tekstów może być naprawdę dużym przeżyciem.
Czy warto? Pratchetta- zawsze!
Dla mnie, wieloletniego i zagorzałego fanatyka jego twórczości z lekturą wiązało się mnóstwo emocji i sądzę, że mogłoby być właściwym pożegnaniem dla tych, którzy jeszcze tego nie zrobili. Dla tych, którzy mają je już za sobą mogę polecić Kiksy jako zbiór wspomnień, które przypomną za co kochaliśmy twórczość Mistrza, oraz jego samego jako pisarza, przewodnika i człowieka. Tak po prostu.
Przemysław Korotusz