Kalkwerk. Thomas Bernhard. Officyna 2010
Czytanie Kalkwerk jest jak próba ucieczki z potoczystej, dusznej, kalekiej, podejrzliwej, niedokładnej, męczącej, przegromadzonej i klaustrofobicznej narracji. To gonitwa monologu, ciągłe wymazywanie niezapisanego studium, niezapisanego O słuchu. Skrupulatna bezwzględność Bernharda polega na tym, iż czytelnik poddawany jest jak pisze Karol Franczak w swoim posłowiu ciągłemu badaniu wytrzymałości na przemoc narracji, na powtórzenia i zdania przypominające formy muzyczne. Słyszymy zdania monolity, równoważniki zdań, zdania hybrydy, niekończące się i bezustannie domagające odpoczynku, który nie nadchodzi.
Czy zatem żeby zdystansować się do książki Bernharda potrzebny jest brak dystansu i całkowity brak obiektywizmu? Być może. Czy żeby napisać cokolwiek o Kalkwerk należy poddać się dyktaturze mowy, opresji języka, a w ostateczności paść ofiarą gwałtu dokonywanego przez „słowa, które w każdym przypadku wszystko szmacą”? Najwidoczniej tak.
Główny bohater powieści – Konrad wykupiwszy starą wapniarnię od swojego kuzyna Höragera powyrywał ozdobne kraty i kazał wmurować praktyczne kraty, a wszystkie ornamenty, w dużej mierze sam, własnoręcznie powyrywał ze ścian, pozrywał ze ścian, wyłamał i powybijał i powyrywał i powybijał i wyłamał i pozrywał i tych wszystkich wybitych i strąconych i zniszczonych i wyrwanych i zerwanych ornamentów nie uzupełnił żadnymi nowymi ornamentami – oto jeden z wyrazów bezwzględności i sprzeciwu Konrada, które zwyczajnie zgodne były z jego naturą.
Zaryglowane drzwi i zakratowane okna, ciężkie zasuwy, głęboko osadzone w murach kantówki, nagie ściany, wszystko sprowadzone do prostoty i wolne od zdobniczego paskudztwa. Zabezpieczenie przed światem zewnętrznym, przed którym Konradowi i jego żonie po wielu latach nieustannych podróży udało się w końcu uciec – oto Kalkwerk, solidne i funkcjonalne Kalkwerk.
Wysokopnące krzewy, droga wysypana grubym tłuczniem, pług odśnieżny, który nie dociera już do martwej i opuszczonej wapniarni – zupełne odosobnienie i osamotnienie, które sprawia, że zimą panuje tu absolutny spokój, który zachwyca Konrada a przy tym nie daje mu spokoju i przyprawia o obłęd - oto okolica całkowicie obwarowanego Kalkwerk.
Kalkwerk widzi się dopiero wtedy, gdy stoi się tuż bezpośrednio przed nim- metr lub półtora metra przed, lecz dopiero właśnie wtedy nic się nie widzi, ponieważ stoi się metr lub półtora metra przed – być może tu właśnie uwidacznia się cały absurd Kalkwerk lecz bez sugestii o istnieniu jakiegokolwiek absurdu, któremu autor pozwolił jednak ujawnić się w pełni, wraz z całą swą bezwzględnością. Kalkwerk, w którym za pomocą strategii samodestrukcji dokonuje się ekonomia katastrofy mózgowej.
Kalkwerk miało być dla Konrada tym, co umożliwi mu zapisanie studium O słuchu, w ostateczności to Kalkwerk odebrało mu jakąkolwiek możność przelania ów dzieła na papier. W pewnym sensie Konrad głównie myślał, iż mógłby lecz o czym? O tym, iż to, co znajduje się jak na razie tylko w zakamarkach jego głowy będzie się mogło Tutaj wreszcie urzeczywistnić? Że chociażby dlatego trzeba to uczynić - jak twierdziła jego żona - by nie dać satysfakcji tym, którzy mają go za wariata, błazna, który coś sobie ubzdurał - coś czego nikt nigdy nie widział na oczy? Jak zdoła doprowadzić do skutku swoje studium, mając za obiekt badań tak uwierający i niedorzeczny element jak starą, schorowaną Konradową, dla której studium jest niczym innym jak tylko upiorem w mózgu męża, która zawsze była przeciwko Kalkwerk, która nieraz nazywała Konrada wariatem lub wysoce inteligentnym umysłowo chorym, dla której jedynym dowodem na istnienie jest ciągły ból, która utraciła kontrolę nad wszystkim bowiem koncentruje się już tylko na przetrzymaniu bólu, i prawie już nie potrafi się sama ubrać, zjeść, załatwić fizjologicznych potrzeb.
Czy Konrad zabił swoją żonę dlatego, że miał dość jej bezpodstawnych inwektyw; dlatego, że nie mógł znieść faktu, iż wraz z wprowadzką do Kalkwerk zniszczył jej życie, obserwując przy tym jak stała się ofiarą nie tyle jego samego, co przede wszystkim Kalkwerk i studium? Oczywiście nie ma to najmniejszego znaczenia, a jedyne czego można się dowiedzieć i z czym należy pozostać – to to, że owego stanu w jaki popadła, nie mógł już dłużej znieść, miał powiedzieć Konrad podczas aresztowania. Jednak czy pozbywając się żony, która najbardziej ze wszystkich przeszkadzała mu w osiągnięciu życiowego celu, nie unicestwił zupełnie bezmyślnie samego siebie, czyli właśnie swego największego wroga?
Dla bohatera książki Bernharda to sytuacja bez wyjścia jest prawdopodobnie najlepsza dla napisania studium. Jaka jest zatem dla jej potencjalnego odbiorcy? Na pewno: więcej niż jednokrotne przeczytanie Kalkwerk, czytanie Kalkwerk na głos, czytanie Kalkwerk z pominięciem znaków przestankowych, czytanie Kalkwerk bardzo szybko, czytanie bez prób jakiejkolwiek interpretacji, czytanie wybranych zdań po kilka razy, do momentu aż zleją się w jeden wyraz, który nie będzie nic znaczył, powtarzanie słów, będących jak granulat, który połykany garściami uniemożliwi wysłowienie się, czytanie kpiąco i patetycznie, ze zdumieniem i wrzeszcząc. Tylko po co? Przecież słowa stworzono po to, aby poniżyć myślenie, słowa są po to aby skasować myślenie, z czym uporają się one kiedyś w stu procentach . Deprymacja wywodzi się ze słów, z niczego innego - mówi Konrad rozważając cały czas swoje nienapisane studium. Mówi tak, jakby dokładnie wiedział za pomocą jakich środków w sztuce Petera Handke pt. „ Kaspar Hauser” doprowadzono głównego bohatera do mówienia. Konrad stał się ofiarą słyszenia, myślenia, i „myślenia o myśleniu”, Kaspar stał się ofiarą „tortur mówienia”, który, umie się śmiać do trzech razy; słyszy na dużą odległość jak drzewo gnije; już niczego nie przyjmuje w dosłownym znaczeniu; nie może doczekać się przebudzenia, jak przedtem nie mógł doczekać się zaśnięcia; jest wprowadzony w rzeczywistość; jest doprowadzony do mówienia. U Bernharda papier ośmiesza, słowa rujnują, wszystko szmacą, unicestwiają Konrada utwierdzając go w przekonaniu, iż jedynie przebywając w Kalkwerk będzie mógł spisać studium a także tylko dlatego nie będzie mógł go spisać bowiem nadal przebywa w Kalkwerk.
Konrad chodzi po lesie i zamiast myśleć o studium jedynie liczy kroki przez co, jak sam powtarza- staje się na pół obłąkany. Konrad chodzi po swoim pokoju, tam i z powrotem, tu i tam, jakieś nieszczęsne licho każe mu chodzić tam i z powrotem, tu i tam i boi się tego tuitamchodzenia i chodzi tu i tam i chodzi i czeka i myśli, czeka i chodzi i chodzi i chodzi… i chodzi.
Kalkwerk stoi niewzruszone.
Kaspar stoi na scenie i mówi buty leżą jak ulał: strachem nie ujdę cało: skóra schodzi: noga śpi jak zarżnięta: świeczki i pijawki zdań: mróz i komary: konie i ropa: szron i szczury: węgorze i pączki na oleju: kozy i małpy: kozy i małpy: kozy i małpy:
Thomas Bernhard radzi: …Stąd też można wszystko znieść, bo to takie komiczne. Na tym świecie nie znajdujemy nic innego poza wzorcem komedii… Aby jednak w tej komedii wytrwać należy od czasu do czasu opróżnić mózg, odlać przepełniony mózg, tak jak się odlewamy, nic więcej mój drogi … opróżnić mózg jak pęcherz, wyjść za potrzebą, pójść z mózgiem jak z pęcherzem mój drogi, drogi czytelniku. [1]
Marta Mantaj
[1] Wszystkie cytaty pochodzą z: Thomas Bernhard, Kalkwerk, Wydawnictwo Officyna 2010 Łódź
oraz Peter Handke, Kaspar Hauser, Dialog nr 10 (174) 1970 Warszawa