Jest legendą: Antologia w hołdzie Richardowi Mathesonowi, Praca zbiorowa, SQN 2011
Ci, którzy znają inną powieść lub opowiadanie Richarda Mathesona niż „Jestem legendą”, ręka do góry! Tak jak myślałem, niewielu was widzę. Teraz niech zgłoszą się osoby kojarzące historię Roberta Nevilla z książki, a nie filmu. Ho ho ho, z zakłopotania, jakie maluje się na twarzach niektórych, wnioskuję, że
o istnieniu „Jestem legendą” w wersji papierowej wielu sobie sprawy nie zdawało! Do czego jednak zmierzam? Ten prosty test miał na celu udowodnienie, jak bardzo niszowym autorem w naszym kraju jest ktoś, kto w Stanach Zjednoczonych uchodzi za absolutnego mistrza horroru.
I tu - przy omawianiu pozycji takich jak „Jest legendą” - pojawia się następujący problem: jak ocenić tytuł, na który składają się „opowiadania wykorzystujące i rozwijające wątki twórczości Mathesona” (opis z okładki), w sytuacji, gdy przeciętny polski czytelnik z dziełami pana Richarda nie miał żadnego kontaktu? Przetrząsać Allegro w poszukiwaniu „The shrinkig man”, lub „Hell house”? Na dobre – choć nie idealne – rozwiązanie wpadli pracownicy wydawnictwa SQN, umieszczając przed każdym utworem w antologii krótką notkę o tym, do jakiego konkretnego dzieła Richarda Mathesona odnoszą się panowie King, Hill, Wilson i inni.
No tak, może ktoś zapytać, fajnie to wszystko wiedzieć, skąd autorzy czerpali inspiracje i jak wygląda tło powstałej w ten sposób historii, ale czy nie jest tak, iż dobra antologia powinna zawierać opowiadania mogące zadowolić zarówno osobę doskonale zorientowaną w temacie, jak i przypadkowego czytelnika?
Niestety, duża część utworów zamieszczonych w książce na cześć Richarda M. jest po prostu… słaba. Być może, gdybym wcześniej przeczytał „Zrodzonego z męża i niewiasty” (debiutanckie opowiadanie Mathesona), doceniłbym Michaela Arnzena i jego „Skrzeczy jak ja”. Za negatywną ocenę „Powrotu do Zachry” faktycznie może odpowiadać nieznajomość oryginału, tak samo zresztą, jak w przypadku „Pamiętnika Louise Carey”, czy też „Samoistnej wyspy”. Myśli, że są to po prostu opowiadania złe, zbyt krótkie i sprawiające wrażenie pisanych na siłę, „bo nas o to poproszono”, w ogóle do siebie nie dopuszczam… A teraz już poważnie: widać wyraźnie, iż najlepiej bronią się te dzieła, których autorzy co prawda bazują na pomysłach Mathesona, ale rozwijają je w sposób samodzielny, tworząc własne historie (pozytywne wyjątki od tej reguły stanowią „Wezwany” Paula Wilsona i „Powrót do piekielnego domu” Nancy A. Collins). Pochwały należą się przede wszystkim Johnowi Shirleyowi i Joe Lansdaleowi. Ich „Dwa strzały z fotogalerii Fly’a” i „Zdobycz” stanowią zdecydowanie najbardziej pozytywny element antologii – utwory mało oryginalne, acz solidne, których lektura jest w stanie sprawić czytelnikowi kilkadziesiąt minut frajdy. Szkoda nieco „Venturi”, pokazującego, jak niezły pomysł zostaje zmarnowany fatalną realizacją, zaś „Piękno odebrane ci w tym życiu istnieje wiecznie” cieszy, choć jest to przyjemność zbyt krótkotrwała, by na stałe zagościć w mojej pamięci.
Na osobną uwagę zasługuje tekst „Gaz do dechy” autorstwa Stephena Kinga i Joe Hilla. Powód? Bardzo prosty: większość czytelników zakupi „Jest legendą” głównie ze względu na pierwsze wspólnie napisane opowiadanie króla horroru z synem. Historia starcia gangu motocyklistów z żądnym krwi kierowcy ciężarówki nie zawodzi, ale też i nie zachwyca. King i Hill to stuprocentowi zawodowcy, doskonale znający swój fach, którzy świadomie bubla nigdy by nam nie wcisnęli. „Gaz do dechy” to utwór pełen akcji, sprawnie napisany, słowem: dobry. Aż tyle, i tylko tyle,
Piękna to inicjatywa SQN, by przybliżyć polskiemu czytelnikowi postać Richarda Mathesona. Pytanie tylko, czy zamiast wydawania przeciętnej antologii, nie lepiej było pokusić się o powalczenie o prawa do wypuszczenia na nasz rynek oryginalnych dzieł tego, który jest legendą?
Michał Smyk