Hobbici. Liczne wcielenia Bilba, Froda, Sama, Merry'ego i Pippina. Lynette Porter. Replika 2012
02-01-2013
/
/ Kategoria
Recenzje
Według Lynette Porter wydarzenia opisane przez J. R. R. Tolkiena stają się powoli współczesnym mitem, którego autorstwo powoli zatraca się w mnogości adaptacji, historią opowiedzianą już tak wiele razy, że nowi odbiorcy są lekko zdezorientowani i nie wiedzą, co zostało wymyślone przez Profesora, a co dodali liczni adaptatorzy chcący przedstawić opowieści ze Śródziemia nowym pokoleniom. Co więcej, można by uznać, że postacie hobbitów stały się produktem, który wiele osób chce sprzedać, nieźle przy tym zarabiając. W pewnym sensie do tego grona zalicza się także autorka nowej książki wydanej przez wydawnictwo Replika – kolejnej pozycji na polskim rynku, która pojawiła się z okazji ekranizacji kolejnego dzieła Tolkiena.
Książka „Hobbici” streszcza ponad tuzin adaptacji dzieł J. R. R. Tolkiena w formie „drukowanej, radiowej, telewizyjnej, filmowej, teatralnej i internetowej”. Autorka stara się zilustrować sposób, w jaki autorzy scenariuszy do kolejnych odsłon dzieł Profesora radzili sobie z dużym stopniem zawiłości tekstu i z jego swoistą nieprzekładalnością na inne media.
Pani Porter rozpoczyna od opisu zmian w postaciach hobbitów, które sam autor nanosił podczas procesu twórczego, ciągnącego się jeszcze długo po opublikowaniu pierwszego wydania „Hobbita”. Następnie przechodzi ona do niezrealizowanych scenariuszów filmowych, których autorzy osobiście zmagali się z krnąbrnym i nieskorym do zmian Profesorem uważającym, że jego dzieł nie uda się zaadaptować
na ekrany telewizyjne lub kinowe. Autorka przedstawia w swej książce adaptacje w postaci słuchowisk radiowych BBC, animowanego „Hobbita”, niesławną pół- animowaną ekranizację „Władcy Pierścieni” w reżyserii Ralpha Bakshiego oraz jej rysunkowy sequel „Powrót króla”. Siedemdziesiąt stron rozdziału piątego poświęcone zostało trzyczęściowej kinowej adaptacji Petera Jacksona, która przerobiła pełne
refleksji książki na trzy filmy akcji pełne zapierających dech w piersiach scen batalistycznych.
Warto pamiętać, że pomimo tego, iż słowo „adaptacja” przywodzi na myśl głównie przenoszenie dzieł literackich na ekrany kinowe, to świat wymyślony przez Profesora został zaadaptowany także dla dźwiękowych środków przekazu. Autorka opisuje musicale i opery inspirowane dziełami Tolkiena, symfonię „Władca Pierścieni” Johana de Meija, ścieżki dźwiękowe do wyprodukowanych filmów oraz muzykę zespołów, które czerpały z motywów pochodzących ze Śródziemia (lub tego, jak sobie owi
muzycy Śródziemie wyobrażali).
Do tego wszystkiego otrzymujemy katalog takich kuriozów jak stworzona dla dzieci adaptacja zatytułowana „Władca fasoli”, w której rolę Jedynego Pierścienia odgrywa Jedyna Fasolka (!) oraz liczne slashowe fanfiki, w których hobbici podzieleni są na homoseksualne pary lub opowiada się o mało platonicznym związku Aragorna z Legolasem.
Wiele miejsca w książce poświęcone jest różnicom fizycznym i charakterologicznym pomiędzy książkowymi hobbitami a ich odpowiednikami z poszczególnych adaptacji, zwraca się również uwagę na fakt, że dla większości adaptacji typowe jest bardzo krótkie streszczanie poświęceń niziołków i ich wkładu w zwycięstwo, gdyż są one typowo „humanocentryczne” (tłumaczący książkę pan Wieczorek bał się chyba używać poprawniejszego terminu pochodzącego z greki, mianowicie „antropocentryczne”) i traktują hobbitów po macoszemu.
Cały rozdział omawia także liczącą ponad pięćdziesiąt lat sztukę wizualną związaną ze Śródziemiem – od klasycznych malunków Alana Lee, Johna Howe’a czy Teda Nasmitha aż po mniej lub bardziej udaną twórczość fanów.
Interesujący jest fakt, że w trakcie, gdy autorka pisała swoją książkę, Peter Jackson planował nakręcenie jedynie dwóch części filmu. Rezultatem powyższego jest konsekwentne odnoszenie się do ekranizacji „Hobbita” jako do filmowej dylogii, co – jak wszyscy dobrze wiemy – nie jest już aktualne, bo oficjalnie podano do wiadomości, że filmowy „Hobbit”, jakkolwiek absurdalnie by to nie brzmiało, składać się będzie z trzech, a nie dwóch, epizodów.
Okładka przedstawiająca poczciwą twarz Martina Freemana, który wciela się w rolę Bilbo Bagginsa (który miłośnikom Sherlocka Holmesa może kojarzyć się z nową odsłoną prozy Conan Doyla, kręconą równocześnie z „Hobbitem”) oraz wielki złoty napis „Hobbici” starają się przekonać potencjalnego nabywcę, że kupuje rzecz ściśle związaną z nowym filmem, co nie jest do końca zgodne prawdą, bo informacji o starszym z Bagginsów znajdziemy tam jak na lekarstwo. Starych tolkienowskich wyjadaczy to nie zmyli, ale mnie doświadczeni czytelnicy mogą dać się nabrać. Zawód ten będzie jednak najprawdopodobniej krótkotrwały, gdyż wewnątrz znajduje się wiele interesujących faktów związanych ze współczesnym odczytaniem twórczości ojca fantasy, które powinny z łatwością zrekompensować ten mały chwyt marketingowy.
Michał Surmacz
Michał Surmacz