Florence + The Machine. Głos wszechmogący. Zoe Howe. In Rock 2013
tu chodzi o (…) ostateczne uwolnienie- niesamowitą radość, jaką daje muzyka
Rok 1986. Na świat przychodzi Florence Welch. Wielki mały człowiek dyktujący głosem warunki. W XXI wieku konstruuje maszynę składającą się z multiinstrumentalistów, która bez skrupułów stosuje na melomanach terapię szokową. Tak oto powstały twór ląduje na różnego rodzaju scenach świata i wprowadza ludzi w absolutnie romantyczny stan muzycznej psychodeli
W 2009 roku dotknęło mnie zjawisko bezwarunkowej miłości od pierwszego dźwięku. Florence and The Machine z winy swej ekspresyjnej natury często niekontrolowanie wznosiło mnie na wyżyny rozbudowanych i wielowarstwowych aranżacji przepełnionych sentymentami oraz magiczną prostotą wyrazu.
Niezwykle inspirująca i kipiąca ambicją mieszanka popu, indie i art rocka. Twórczość zespołu to jednocześnie piękno i smutek. Autentyczność, teatralność i dramatyczne spektakle na tle lirycznych iluminacji z najpotężniejszym współczesnym mezzosopranem w roli głównej. ‘Cosmic love’, emocjonujące ‘Rabbit heart’ czy kultowe już ‘Shake it out’ porywają tłumy. Koncerty Florence to nie dzikie pogo i artykulacja trudnych do zidentyfikowania porykiwań. To spotkanie ze sztuką- melodią i wokalem, który kruszy kryształ. To dowód na to, że na szczęście nie jesteśmy szczelnie zamknięci w erze seksualnie niebezpiecznego środowiska disco z pola.
Książka Howe obfita jest w rzetelne informacje o zespole, fotografie i zapis dyskografii. Nie brakuje wywiadów, opinii i niepublikowanych dotąd ciekawostek.
Jaka jest Florence? Nieprawdopodobna. Skalą głosu miażdży każdą przestrzeń, ubiera szyfonowe suknie balowe swojej mamy i urządza polowania na hipsterów we wschodnim Londynie. Ponadto utrzymuje dźwięki przez 24 sekundy i, jak twierdzi, ma najlepszą pracę na ziemi.
Uważam, że mimo wszystko recenzja książki w przypadku Florence and The Machine jest zbędna. Skoro ciasto jest pyszne, po co analizować jego składniki?
Never let me go, Welch.
Patrycja Sikora