Felietony pod choinkę. Stefan Kisielewski. Prószyński i S-ka 2012
„Felietony pod choinkę” to zbiór ponad trzydziestu felietonów, obejmujących 40 lat (!) publicystyki w wykonaniu sławnego „Kisiela”, czyli Stefana Kisielewskiego – kompozytora, pisarza i wieloletniego publicysty krakowskiego „Tygodnika Powszechnego”, z którym jest chyba kojarzony najszerzej. Cykl bożonarodzeniowych felietonów „pierwszego felietonisty Rzeczpospolitej” (wbrew świątecznej etykiecie wart uwagi nie tylko w okolicach grudnia) rusza już w połowie lat 40-tych, by potem ukazywać się na łamach „Tygodnika” (choć z przerwami, np. na skutek zakazu jego publikacji ze strony cenzury lub w okresie stanu wojennego) aż do końca lat 80-tych. Zaiste, imponujący dorobek redakcyjny. A trzeba przy tym pamiętać, że Kisielewski w swojej działalności pisarskiej nie ograniczał się wyłącznie do felietonistyki, pisząc także powieści sensacyjne i polityczne oraz muzyczne szkice.
Przy tak dużej rozpiętości czasowej, a jednocześnie wspólnym mianowniku jakim jest tematyka wigilijna, jednemu człowiekowi trudno nie popełnić powtórzeń czy powracających analogii. Koniec końców ludzki umysł jest zawodny, tym bardziej w miarę postępującego upływu czasu. I rzeczywiście, pewne powtórzenia zdarzają się i Kisielowi. Jest ich jednak niewiele, a nieliczne wątki poruszane po raz kolejny stanowią temat tekstu nie tyle z braku pomysłu nań, lecz bardziej z powodu istoty sprawy jaką stanowią dla autora. Poza tym nawet powielone, za każdym razem opatrzone są innym przykładem, odmienną anegdotą i coraz to bardziej aktualną argumentacją, co tym bardziej nadaje im smaku i eliminuje pozorną nieświeżość.
Są więc w tak rozbudowanej antologii i teksty śmieszne i smutne, poważne i zabawne, polityczne i socjologiczne, mniej bądź bardziej osobiste. Niekiedy filozoficzne i nostalgiczne: „Nieraz, znajdując się na jakiejś ruchliwej ulicy, myślę sobie o tym, że każdy z przechodniów był kiedyś niemowlęciem. A także o tym, że każdy z nich będzie kiedyś martwy. Rzecz bardzo zwykła – niemniej bardzo dziwna. Poddani jesteśmy prawu wzrostu i przemijania, ciało nam się kiedyś skończy. Osobliwa to sprawa, bo i osobliwym tworem jest człowiek: cóż za zestawienie myśli z ciałem, uczucia z organizmem. Jedno na drugie działa, jedno z drugim jest związane, aż tu nagle chwilka – i jedno z nich przepada. To przecież jest zwykła sprawa!”, innym razem szydercze i ironiczne: „I jeszcze tylko perswaduję w ręce Pańskie komunikat pod tytułem „Konferencje ekonomistów gospodarki rybnej” („Dziennik Bałtycki 12 XII), gdzie uczeni (jakże by inaczej), którzy zająć się mają w Szczecinie handlem rybami, komunikują, że przewidziane tam są „kilkuminutowe doniesienia naukowe oraz dyskusje problemowe”, a także popełniają szereg innych komizmów językowych, z których wnosić by można, iż uczonemu nie wypada normalnie mówić po polsku, bo a nuż ktoś go zrozumie i zobaczy (…); dla szerszego wesela przypomnę tylko „przejście od rynku producenta do rynku konsumenta”, a ja myślałem, że ryby produkuje Stwórca, a dla niewierzących Matka Natura. Całą Polskę zalewa lawina mów-traw, mów dennych i bezdennych, mów branżowych, prestiżowych, zakładowych, przyzakładowych, naukowych (?!), korporacyjnych, grupowych, specjalistycznych, a także niespecjalnych, zebranych jąkań, żargonów, bełkotów, palimpsestów, szyfrów. W lawinie tej mowy Polska ginie z kretesem, a językoznawcy nic na to, tylko furt o tej INDYJI.”
Szalenie ciekawy to zbiór, a już z pewnością nie lada gratka dla wieloletnich fanów Kisielewskiego, którzy wraz z nim przechodzili wszystkie etapy o których pisze w kontekście historii Polski – od powojennych realiów aż po okres politycznej transformacji. Dla mojego pokolenia z kolei, książka to intrygujący zbiór bolączek i problemów, ale i radości oraz sukcesów pokolenia naszych dziadków i rodziców. Ludzi wywodzących się z czasów, kiedy nie dane nam było jeszcze stąpać po tej ziemi. Dla jednych będzie to więc podróż retrospektywna i sentymentalna, dla innych – historyczna i poglądowa, dla obu tych grup natomiast – inspirująca i pouczająca, czego doświadczyłam na własnej skórze.
Anna Solak