Premiera nowego, trzeciego już S.T.A.L.K.E.R.a od Sławomira Nieściura, była świetnym pretekstem, by odświeżyć sobie pamięć i ponownie sięgnąć po poprzednie tomy. Wystarczy tylko powiedzieć, że wciągnęły tak samo jak za pierwszym razem. Przeżywanie po raz kolejny przygód myśliwych oraz reszty towarzystwa wciąż dostarczało tych samych emocji. Tym bardziej Do zobaczenia w piekle powinno być zwieńczeniem budowanego przez ostatnie dwa lata napięcia. Czy autor podołał wysoko postawionej poprzeczce? Czy nie zawiódł czytelników?
Do zobaczenia w piekle to trzeci tom rozpoczętej w 2016 roku serii z uniwersum Zony. Jak zawsze w przypadku polskich książek spod znaku S.T.A.L.K.E.R.a, wpisują się one w Fabryczną Zonę – podserię tematyczną, za którą odpowiada wydawnictwo Fabryka Słów.
Trzeba przyznać, że Nieściur pomysł na fabułę miał niemały. Większość opowiadań z Zony to epizody pojedynczych stalkerów lub niewielkich grupek, ledwie muskających prawdziwą historię Zony. Tymczasem u Nieściura wszystko zaczyna się z grubej rury. Placówki badawcze, instytuty, manipulowanie emisjami czy kodem genetycznym lokalnej fauny. Wszystko składa się na ambitną próbę przedstawienia początku istnienia Zony, lecz nie z perspektywy samej Strefy, a ludzi, którzy mieli (nie)przyjemność znajdować się wtedy na miejscu. Historia ta od początku wielce mnie zaciekawiła, a sposób w jaki została napisana, tylko spotęgował ten efekt.
Do zobaczenia w piekle bezpośrednio kontynuuje wątek, na którym zakończyła się druga część – Ostatniego zeżrą psy. Po tym jak przez Zonę przewija się do tej pory największa emisja, zmieniając wszystko w istne piekło i zostawiając takim, jakim fani stalkera najbardziej znają. Przychodzi więc pora na lekkie zwolnienie tempa i dostosowanie się do nowej sytuacji. Tak przynajmniej prezentuje się najbardziej logiczny scenariusz. Tymczasem autor nie trwoni środków na takie zabiegi. Rzuca czytelnika w sam środek akcji i zaczyna wszystko z przytupem. Strzelaniny, wybuchy, mutanty i anomalie – z wszystkim tym przyjdzie się nam zmierzyć już od pierwszych stron.
To, co najbardziej mnie zaskoczyło, i czego jestem pod wrażeniem, to tendencja wzrostowa autora. Z książki na książkę prezentuje coraz lepszą jakość. Czyta się lepiej, szybciej, czuć coraz większy niedosyt. Sam nie wiem, czy to kwestia budowanego napięcia i posuwającej się fabuły, czy umiejętności autora… Wszystko to, co podobało mi się w poprzednich tomach – podoba mi się w trzecim jeszcze bardziej. Wciąż towarzyszy nam wartka akcja, ciekawe opisy, humor i interesujące wątki. Niby to samo, ale lepsze.
Jedynym mankamentem, który nieco ostudził mój zapał było zakończenie. Nie dlatego, że było złe – wręcz przeciwnie! Po prostu czytając ostatnie zdanie czułem nieodzowną ochotę przewrócenia kolejnej strony i kontynuowania historii. Niestety cykl przewidziany na trylogię musiał się kiedyś skończyć. Jednak, nie mogąc pogodzić się z tym faktem postanowiłem zapytać Nieściura wprost „co dalej?”. Autor szczerze przyznał:
„Zasadniczo, to jest koniec. Niemniej, nie wykluczam, że w przyszłości jeszcze wrócę do tematu. Celowo pozostawiłem sobie kilka furtek oraz punktów wyjścia dla dalszej opowieści”.
Chcący podsumować Do zobaczenia w piekle można wprost powiedzieć, że to świetna kontynuacja i tak już wystarczająco dobrej serii. Autor od pierwszej książki wyznaczył solidny standard, którego konsekwentnie się trzyma. Dorzućmy do tego spójną historię, ciekawych bohaterów, intrygujące wątki i szczyptę humoru, a wyjdzie nam nic innego jak genialna stalkerska powieść. Pozostaje tylko liczyć, że Nieściur ponownie sięgnie do tego uniwersum i zaserwuje nam coś jeszcze. Coś, co ponownie zwali z nóg każdego fana Zony.