Brzemienna miłość. Erotyki. Iwona Wierzba. Albus
01-03-2013
/
/ Kategoria
Recenzje
Poezja erotyczna ma tę specyficzną cechę, że rzadko kiedy zachowane zostają odpowiednie proporcje. Jest więc albo banalna albo z uporem sili się na mistyczność. Przesadnie obrazoburcza i szokująca na siłę lub też naiwna i jałowa. Zbyt lekka, za ciężka. Za prosta, za trudna. Mogę tak wyliczać w nieskończoność. Nie lada sztuką jest znaleźć odpowiedni środek ciężkości, wyważyć słowa i rytm na tyle, by w efekcie nie otrzymać pretensjonalnej papki. Niewielu się to udaje. Tym razem było podobnie. Tomik „Brzemienna miłość” to erotyki może nie doskonałe, ale z pewnością ku doskonałości podążające. Zdarzają się tu formy którym zarzucić można któreś z powyższych wyliczeń, jednak wśród 66. wierszy (niebagatelna płodność poetki) szczęśliwie stanowią mniejszość.
W zamian za te potknięcia otrzymujemy ...utwory-perełki. Takie jak np. „Ewa” („a może/nie zerwać jabłka/a może dać obcym/rozkraść/piersi moje/a może/urodzić Chrystusa/by dni się stały/na nowo/aż do obrzydzenia”) czy reinterpretacja mitu o Ikarze pod tym samym tytułem („w pogodne noce/rozrzucasz ramiona/i lecisz/urągając niebu/sztywny i doskonały/w dół/aby mnie ocalić”). Szczególnie urzekły mnie zwłaszcza najkrótsze z zawartych w „Brzemiennej miłości” utworów, wszystkie bez tytułu, który (absolutnie się zgadzam) bardziej przeszkadzałby treści niż ją uzupełniały. Jako ilustracja tego, jak dobroczynnie na tego gatunku poezję wpływa minimalizm niech posłuży choćby kilka z nich: („niebo twojej dłoni/pełne nietoperzy/w moich włosach”), („utop się/we mnie/rozgarnij nieśpiesznie/do dna/aż złamana/barokiem twoich pieszczot/zmartwieję jak woda/w geście brania”) czy („uderzasz w moje ciało/jak w lampę/ćma nocna/gotowa do prologu”).
Na osobną uwagę zasługują także wiersze otwierające cały zbiór, pod wspólnym tytułem „Poczęcie”, w umiejętny i wyjątkowo subtelny sposób łączące powiązania pomiędzy namiętnością a owocem jaki może ona nieść ze sobą.
Autorka, Iwona Wierzba sama podpisuje się jako „kobieta, rocznik 1958”. Tyle. Więcej nie trzeba, kiedy jej wiersze mówią same za siebie. O jej doświadczeniach z mężczyznami, przeszłości, wrażliwości i spostrzeżeniach na damsko-męskie relacje, co ważne, nie tylko w sferze wyłącznie fizycznej, ale dotykającej także szeroko pojętej bliskości, czułości i pragnienia ucieczki przed dojmującą samotnością dwojga ludzi. Świeże, subtelne i niezwykle kobiece spojrzenie na zbliżenie pozornie dwóch odmiennych światów czy jak wolą niektórzy – odrębnych planet Mars i Wenus. Polecam.
Anna Solak
W zamian za te potknięcia otrzymujemy ...utwory-perełki. Takie jak np. „Ewa” („a może/nie zerwać jabłka/a może dać obcym/rozkraść/piersi moje/a może/urodzić Chrystusa/by dni się stały/na nowo/aż do obrzydzenia”) czy reinterpretacja mitu o Ikarze pod tym samym tytułem („w pogodne noce/rozrzucasz ramiona/i lecisz/urągając niebu/sztywny i doskonały/w dół/aby mnie ocalić”). Szczególnie urzekły mnie zwłaszcza najkrótsze z zawartych w „Brzemiennej miłości” utworów, wszystkie bez tytułu, który (absolutnie się zgadzam) bardziej przeszkadzałby treści niż ją uzupełniały. Jako ilustracja tego, jak dobroczynnie na tego gatunku poezję wpływa minimalizm niech posłuży choćby kilka z nich: („niebo twojej dłoni/pełne nietoperzy/w moich włosach”), („utop się/we mnie/rozgarnij nieśpiesznie/do dna/aż złamana/barokiem twoich pieszczot/zmartwieję jak woda/w geście brania”) czy („uderzasz w moje ciało/jak w lampę/ćma nocna/gotowa do prologu”).
Na osobną uwagę zasługują także wiersze otwierające cały zbiór, pod wspólnym tytułem „Poczęcie”, w umiejętny i wyjątkowo subtelny sposób łączące powiązania pomiędzy namiętnością a owocem jaki może ona nieść ze sobą.
Autorka, Iwona Wierzba sama podpisuje się jako „kobieta, rocznik 1958”. Tyle. Więcej nie trzeba, kiedy jej wiersze mówią same za siebie. O jej doświadczeniach z mężczyznami, przeszłości, wrażliwości i spostrzeżeniach na damsko-męskie relacje, co ważne, nie tylko w sferze wyłącznie fizycznej, ale dotykającej także szeroko pojętej bliskości, czułości i pragnienia ucieczki przed dojmującą samotnością dwojga ludzi. Świeże, subtelne i niezwykle kobiece spojrzenie na zbliżenie pozornie dwóch odmiennych światów czy jak wolą niektórzy – odrębnych planet Mars i Wenus. Polecam.
Anna Solak