Białoruś. Miłość i marazm. Hanna Kondriatuk. Fundacja Sąsiedzi 2013
Książka Hanny Kondratiuk jest zapisem podróży po małych miasteczkach i wsiach Białorusi. Historie odczytywane ze zrujnowanych zabytków oraz opowieści snute przez napotykanych po drodze ludzi skłaniają do rozmyślań nad pielęgnowaniem pamięci, polityką historyczną i tożsamością tego wschodniego narodu. Niebieska farba olejna pokrywająca liczne budynki, płoty i okiennice, powoli łuszczy się i odpada, a Białoruś w kolorze nieba wydaje się smutna i radosna zarazem.
Choć czułam, że autorka przemierza Białoruś z prawdziwą pasją, a wiedzę o regionie posiada rozległą, jej reportaże mnie nie rozpaliły. Może dlatego, że są bardzo krótkie, może z powodu ich niejasnego umiejscowienia w czasie i mojej obawy o aktualność zawartych w nich spostrzeżeń? Polubiłam Hannę Kondratiuk za jej charakter, poczucie humoru i łatwość nawiązywania kontaktów, ale nie za pisarskie umiejętności. Tekst pozbawiony jest lekkości i za dużo w nim „wycieczkowej narracji”, która potrafi zepsuć mi lekturę niejednego reportażu. Dobrze, że książka jest zilustrowana fotografiami, ale szkoda, że nie przebrano ich bardziej selektywnie, a w niektórych przypadkach nie zdecydowano się na kolor – kiedy czytam o cudownie kuriozalnym pomniku sportowca, żałuję, że zamiast niebieskiego torsu i szmaragdowych spodenek, widzę tylko szaroburą sylwetkę.
„Białoruś. Miłość i marazm” spodoba się tym, których ciekawią kościoły, cerkwie, zamki, spuścizna po Wielkim Księstwie Litewskim i najnowsza historia. Dziejowy szlak każe jednak zastanawiać się i nad współczesnymi wyzwaniami. Jaka przyszłość czeka Białoruś? Jaki kierunek obierze państwo Łukaszenki? Co silniej dojdzie do głosu – miłość czy marazm? Lektura zostawia czytelnika z całą garścią podobnych pytań. I bardzo dobrze, bo naród, który żyje tak blisko nas, zasługuje na naszą uwagę.
Kalina Lubicz-Stabińska