566 kadrów. Dennis Wojda. W.A.B 2013
Zaskakujące jest to, jak niekiedy automatycznie i bez zająknięcia ludzie potrafią „sprzedać swoją historię”. Swoboda z jaką „opowiadają” z czasem przestaje jednak zaskakiwać, sprawia wrażenie wyuczonej i radykalnie oczekującej zrozumienia. Nierzadko dochodzi przy tym do nadprodukcji nudy. W opozycji do nich stoi opowieść, z której za pośrednictwem głównego bohatera dowiadujemy się rzeczy intymnych czy wyjątkowo osobistych, gdy tymczasem z jego ust nie pada ani jedno „ja”. Dlaczego? Bo to nie pławiący się w narcyzmie pan rysownik, pan scenarzysta, pan laureat, a lewitujący w wodach płodowych brzdąc, który oprowadza nas przez wszystkie 566 kadrów.
„566 kadrów” nie jest „gdybaniem” w genealogii, misterną tkaniną złożoną z nici nieprzeżytych wspomnień, skrupulatnym odzwierciedleniem zakurzonych zdjęć z rodzinnego albumu. Jest książką, w której życie rodziców, dziadków, pra i prapra dziadków staje się pretekstem do opowiedzenia historii, która przywraca wspomnieniom miejsca w pamięci. Nie mimo lecz właśnie dzięki swej fragmentaryczności tekst wraz z obrazem przedstawionym przez Wojdę jest spójny i w szczególny sposób konsekwentny.
Potocznie i dość banalnie mówi się o historiach, że są wielkie, zabawne, tragiczne, etc. Tego typu rozróżnień nie potrzebuje powieść graficzna Wojdy ponieważ to właśnie prywatna, pozbawiona patosu i ckliwości historia stanowi o autentyczności tej książki.
Marta Mantaj