Poniedziałek – ja, wtorek – ja, środa – ja, czwartek – ja. Felieton. Magdalena Ciechańska

Poniedziałek – ja, wtorek – ja, środa – ja, czwartek – ja.

 

Piszemy dzienniki, pamiętniki, listy do samych siebie. Taka już ludzka natura, lubimy prowadzić narrację. Piszemy, żeby zapamiętać, żeby wyrazić albo stworzyć.

Większość osób, które decydują się na prowadzenie intymnego dziennika, zaczyna od wpisów w rodzaju: Drogi Pamiętniczku, nie mam z kim porozmawiać. Zakochałam się. Pierwszy raz piłem wódkę w parku. Dostałem palę z matmy. To już trzecia w tym miesiącu. Baba od polskiego to szmata.

Istnieją dzienniki terapeutyczne, których strony regularnie obrzucane są frustracjami i/lub euforią. Są i „szkice z hiszpańskiego lata”, kiedy rozpaczliwie próbujemy zakląć w słowa słoneczny żar, gorący wiatr i namiętny romans. Żeby wspomnienia nie uciekły. Niech siedzą w słowach.

Ostatnimi czasy mieliśmy na rynku wydawniczym wysyp literatury pamiętnikarskiej: Iwaszkiewicz, Mrożek, Białoszewski, Sontag, Gombrowicz… Nie zabrakło „pamiętników w duecie” – Dziennika Mistrza i Małgorzaty oraz „romansu amerykańskiego” Tyrmandów. Niecałe dziesięć lat temu ukazały się w Polsce wszystkie dostępne dzienniki Sylvii Plath, będące nie tylko dokumentem życia pisarki, ale także – a właściwie przede wszystkim –  świetną możliwością prześledzenia kolejnych etapów procesu twórczego, różnego rodzaju prób językowych i literackich ćwiczeń.

Najważniejszym bohaterem dziennika zawsze jest Ja. Jaśnie Ja tworzy, uczestniczy, doznaje, obserwuje i odbiera. Ja jest bóstwem świata przedstawionego, które przekracza jego ramy. Wszystko wychodzi z Ja i wszystko przez nie przepływa. Nie można zdefiniować Ja wyłącznie jako autora. Jest ono czymś o wiele więcej – autorem, narratorem, bohaterem, jedynym filtrem świata przedstawionego oraz często jedynym odbiorcą. I właściwie nie ważne, ilu znajdzie się czytelników – bóstwo narracyjne zawsze kreuje bohatera, czyli de facto samego siebie.


Magdalena Ciechańska 


Postaw mi kawę na buycoffee.to